piątek, 12 października 2007

potencjalni złodzieje energii elektrycznej

     Wczorajszy wieczór pod znakiem tajemnicy i sensacji upłynął... I to nie tylko takiej  domowej. Sensacja aż na całą kamienicę się przeniosła...
No i nieskromnie powiem, że udział i ja w tym pewny miałam...
    Stoję w kuchni i kolację cieplutką szykuję, robiąc jednocześnie tysiąc innych rzeczy, podczas gdy dwulatek z najszczęśliwszą chwile miłe spędza. Stoję i pichcę i gotuję, smakuję, dodaję, próbuję i zmieniam, wymieniam... I nagle pyk! i ciemności egipskie w kuchni! W reszcie mieszkania też... Nic nie widzę, ale słyszę chichot dwulatka i rozśpiewaną najszczęśliwszą. No czyli w połowie jest dobrze... Niewiele myśląc za telefon złapałam i dawaj do mężusia dzwonić. W sumie bez sensu, bo on jeszcze od domu daleko, ale niech wie... Tylko ja mam się denerwować?... Następny krok równie przemyślany był... a mianowicie dzwonek do drzwi sąsiada... Tłumaczę mu, co się stało, a on mi na to, że wajchę trzeba podnieść. Minę zrobiłam zapewne w stylu "jaką wajchę", bo u nas jedynie bezpieczniki i wajchy żadnej dotąd nie zlokalizowałam... To się sąsiad przejął. A najwięcej tym, że niewiele więcej ode mnie o "korkach" wie, a pomóc by trzeba... Jak pomyślał, to stwierdził, że na dół do skrzynki głównej iść musimy. Wymacałam klucze od tejże i dalej na dół! Otwieramy, a tam wajchy co prawda są, ale podnieść żadnej nie można, bo one same z siebie podniesione... No to sąsiad mówi, że może opuścić je trzeba i dawaj opuszcza. Aż tu pyk! światła na klatce brak! No ładnie, myślę sobie... a on dalej kolejne opuszcza i twierdzi, że kiedyś wreszcie na jakąś trafimy... Gdy zaczęłam już poważnie żałować, że o pomoc właśnie jego poprosiłam, na klatkę zdziwieni sąsiedzi wychodzić zaczęli i jeden przez drugiego głośniej inwektywami rzuca... Dobrze nie było... toż lincz by nas czekał, bo nijak przez wkurzony tłumek się niezauważeni nie przebijemy... No to mówię - opuściłeś to podnoś, jakoś trafimy zanim łomem nam ktoś przywali jako potencjalnym złodziejom energii elektrycznej... Sąsiad na oślep te wajchy w górę! Pomogło... Sąsiedzi do domów powchodzili, bo serial wiodący akurat w telewizji leciał, to i ja na górę, bo a nuż i u nas zadziałało... No nie zadziałało... Najszczęśliwsze rozśpiewana, dwulatek rozradowany, koty zdziwione, mężuś jeszcze daleko od domu... Popatrzyłam na tablicę z bezpiecznikami i wykombinowałam, że może tu poszperać trzeba. Złapałam pierwszy lepszy, wymieniłam i... No i jasność nastała!...
Sąsiad dumny z siebie do domu wrócił, a ja zajęłam się kolacją. W niedługim czasie wrócił i mężuś...
Talerze już szykowałam, gdy usłyszałam mężusia i najszczęśliwszą narzekających na gamoni i podpinaczy do liczników...

... no i wtedy podjęłam decyzję, że za nic w świecie nie przyznam się, że tuż przed nastaniem ciemności u nas w domu... żarówkę w lampie bocznej zmieniałam, bo ciemno mi było i postanowiłam taką o mocy dużo większej wkręcić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz