wtorek, 23 października 2007

wesoły autobus

    Musiałam dzisiaj z samego rana skorzystać z usług komunikacji miejskiej i udać się na peryferie powiatowego w celach urzędowych. Nie ma co zadzierać z pewnym urzędem, więc już się do godziny dostosowałam...
Wsiadłam do zatłoczonego młodzieżą szkolną autobusu i jedziemy. Jedziemy... Z jednej strony wydobywa się muzyka ze słuchawek taka, z drugiej taka... Któryś ma problem z matematyczką taki a taki i cały autobus już zna nazwisko owej. Któraś panna spotkała się z ukochanym i on okazał się taki a nie inny... Ewa jest głupia, a Kaśka znowu przesadza...
Dwulatek siedzi i jest szczęśliwy, bo dziwnym trafem autobusy uwielbia... Ja mam głowę wielkości arbuza...
Dojechaliśmy wreszcie do punktu strategicznego. Nie dla mnie jeszcze niestety... Młodzież autobus opuszcza. Zanim młodzież ostatnia wysiąść zdąży, wtrążalają się schorowane babcie. Wpychają się, bo toż widzą jeszcze z przystanka wolne miejsca. I gnają i pędzą, i rozpychają się... Sadowią się i moszczą i moszczą... I jeszcze toreb nie upchnęły wszystkie, a już co poniektóre ofiary do skasowania biletu szukają.
Siedzę z dwulatkiem na kolanach i myślę: nie dam się! jak jasny gwint nie dam się, bo dziecka samego na wysokim siedzeniu nie zostawię...
Ruszamy. Zaczyna się dyskusja... o mądra wielce dyskusja... Już znam imię wnuczki jednej z nich i właśnie zaczynam poznawać historię, jak to jej sąsiadka Lusia... gdy jedna z nich zwraca się do mnie z pytaniem, jaki numer ma ten autobus, którym jedziemy... "bo w tym wszystkim zapomniałam sprawdzić..." dodaje widząc moje zdziwienie...

... świat młodych, świat starszych, komunikacja miejska i skarbowy z rana jest dla mnie nie do strawienia jednocześnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz