czwartek, 8 listopada 2007

czwartek w rytmie flamenco

     Obudziłam się dzisiaj z ranka samego. Tak skoro świt, rzec by można...
I w dodatku jakoś taka roztańczona. No aż mnie nosiło! I to wcale nie jazzowo mnie biodra kołysały... Nie, nie... toż upału nie ma, ani śnieżycy... Nie bluesowo, bo i dzień, i rano...
Ha! na flamenco mnie dziś wzięło totalnie...

No i mnie poniosło to flamenco!!! Do deski i żelazka, do pralki, do odkurzacza, do sprzątania wszędzie i na każdym milimetrze kwadratowym z precyzyjną dokładnością...
Kurz zduszony w zarodku, za obrazami brak czegokolwiek, plafony wymyte, książki przetarte, zasłony zmienione... Jakoś tak tylko okna się ostały, bo deszcz padał, a w deszcz jak ta głupia myć nie będę... Nawet pranie wykładzin i tapicerki na za tydzień umówione i wymierzona ściana do zakupu tapety...

Dwulatek zadziwiony, roześmiany pląsał obok ze ściereczką. Mężuś już w drodze do domu, bo nie wierzy, że ze mną wszystko ok...
A ja właśnie usiadłam i sobie popijam herbatkę zieloną.
Ha! kawy dzisiaj nie tknęłam... A wszystko przez to flamenco...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz