piątek, 9 listopada 2007

pewniaki

    Ponoć nie należy chwalić dnia przed słońca zachodem... Ponoć. Pochwaliłam... Nie pochwalę już nigdy...
Lokal miałyśmy z magiczną pewnik, chociaż nie zaklepany jeszcze. Lokal obok i taki, jaki być powinien. Poszłam wreszcie go zobaczyć... Poszłam właściwie od tak sobie, bo i tak wiedziałam, że jaka by to ruina nie była, będzie nasz. Ruina w sam raz, ale właścicielka trochę bez rozumu i porozumieć się nijak było... Ja swoje, ona swoje. Ja pytam, ona odpowiada co prawda, ale na pytanie, którego wcale nie zadałam...
Nic to, myślę, nie ma takiej opcji, żebym w centrum powiatowego lokalu na pracownię artystyczną nie znalazła! Siadłam do gazet i internetu. Znalazłam!!!
No i się zaczęło... Kamienica w centrum, ale przez cywilizację ominięta, nawet mieszkańcy tacy, co to od lat 40 nie trzeźwieją... Ale jest ok...  myślę sobie. Dobrze będzie. Folklor jest, o resztę zadbam... dzwonię pewna, że to pewniak. I co słyszę?... Słyszę szczęśliwego właściciela, że ktoś zadzwonił. Słyszę również, że mieszkanie jest po remoncie i na styl apartamentowy zrobione... No pan długo nie mógł pojąć, że ja czegoś lej po bombie przypominającego szukam...

Znalazłam kilka kolejnych pewniaków... Znalazłam nawet jeden dom... I jedną suterynę... Jutro mężuś będzie obdzwaniał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz