środa, 14 stycznia 2009

jak nie urok...

    ... to przemarsz wojska...
Kiedy już bowiem pokonałam uroki wykonywania wszelkich tabel, zestawień, podliczeń, podsumowań, protokołów, wniosków, uzasadnień i wszystkich pozostałych, to... Nie, nie chcę wcale powiedzieć, że przemaszerowało po moim mieszkaniu, tudzież rozłożyło obóz obok mojej kamienicy wojsko, ale mieszkanie tak właśnie wygląda, a ja czuję się tak, jakbym przez tydzień dla tego pułku wojska gotowała, prała i przygotowywała apele. Być może  znaczący wpływ na moje świata widzenie ma fakt, że drań przekazał grypę żołądkową ślubnemu, który to natomiast, jako przykładny mąż, nie omieszkał nią się ze mną podzielić. No i jakoś tak sobie tej gorączki zbić nie potrafię, co wywołuje u mnie balansowanie na granicy rzeczywistości i majaków. Wczoraj np. wchodzę do sali na lekcję z całą pokaźnych rozmiarów klasą, a tam sztuk uczniów zaledwie sześć. Przetarłam oczy i jak nic widzę, że nikt dzięki temu nie przybył. Godzinę później wchodzę na lekcję z klasą inną, a tam co prawda komplet prawie, ale za to nikt nie ma właściwego tekstu ani przed sobą, ani we własnej pamięci. No ja to wszystko rozumiem i wiem i niejako jestem w tej kwestii tolerancyjna, bo i ja już ferii chcę, ale czy to tak trudno wytrzymać te trzy dni jeszcze? No trudno... to też rozumiem, ale czemu ja się tak źle czuję i ten brzuch mnie tak boli? Czy taki dobry i współczujący człowiek jak ja musi na prawdę takie katusze znosić i w dodatku kawę odstawić, bo ona ból tylko potęguje? Booosszzeeeee toż ja wszystko wiem... ja nawet pogodziłam się z faktem, że nie mam kiedy rozmawiać z podłotą i nie mam kiedy zobaczyć się z magiczną, przyjęłam za oczywistość że papierologię wypełniać muszę w trybie natychmiastowym, bo ona się klonuje z dnia na dzień, nawet te kubki w ilości nieprzyzwoitej i te przewody i ten bałagan, który to ślubny powoduje, pracując w domu, jakoś przełknęłam. Ale ta kawa!!!... Toż ja muszę... Ja bez kawy rady nie dam. No i - jak babcię kocham - nie wiem, ile dni ja jeszcze na suchym chlebie pożyję... A ślubny mi jeszcze o tych myszach gada i gada...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz