poniedziałek, 26 stycznia 2009

plany męża mojego...

    ... własnego i osobistego wprowadziły lekki zamęt w moje myśli. Patrzę na niego i zastanawiam się, gdzie się podział ten blondyn z długimi włosami, kolczykiem w uchu, w postrzępionych dżinsach z pacyfistycznym nastawieniem do świata. Nie ma go. Normalnie był i znikł. Jest za to jakiś facet obok. Obok, wreszcie przy mnie, na wyciągnięcie ręki - mogę się przytulić, powiedzieć coś nie przez telefon, usłyszeć jego oddech. I kiedy już się do tego przyzwyczaiłam, kiedy wszystko wypośrodkowałam i kiedy na nowo znalazłam oś własnego świata, okazało się że ostatnie perturbacje nie działy się bez powodu i ślubny punkt po punkcie realizował swój cel założony z góry i oznaczony jako priorytet. Że niby to dla nas i dla jego rozwoju. Niby tak... Tylko jak to wszystko mu się uda, znowu będziemy daleko. Dalej, niż byliśmy. Nie chcę podcinać mu skrzydeł, ale coraz konkretniej swoje własne widzę i na swoje własne liczyć zaczynam.
Drogiej dzisiaj w tajemnicy powiedziałam. Zamilkła. Patrzyła na mnie i chciała usłyszeć, że mu zabronię. Nie zabronię. Czekamy na decyzję. Wbrew temu wszystkiemu czekamy razem i życzę mu, aby była pozytywna. Niech ma i niech się realizuje. Widocznie musimy być od siebie daleko, aby móc być ze sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz