czwartek, 22 stycznia 2009

wieczór na chirurgii dziecięcej...

    ... dzisiaj spędziliśmy...
Miało wcale nie być strasznie. Miała to w zasadzie być taka rutynowa kontrola z mojej fanaberii wynikająca. Pani bowiem czasem coś się podskórnie wydawać zaczyna i dotąd pani otoczenie męczy, aż to coś zostanie sprawdzone, zrobione, wyjaśnione. A ostatnio jakoś tak nagle stan zapalny pani u drania sobie ubzdurała i niekoniecznie rozchodzącą się samoistnie przypadłość chłopięcą. Pani pediatra lekko zdziwiona wypisała skierowanie na prośbę moją, ale kiedy poprosiłam ją o kontakt do najlepszego chirurga dziecięcego w powiatowym - najlepiej starszego, doświadczonego, z tytułem prof. przed nazwiskiem, popatrzyła na mnie już mocno ubawiona moim przewrażliwieniem, ale nazwisko na karteczce zapisała.
No i dzisiaj właśnie na umówioną wizytę pojechaliśmy. Zaczęło się od potwierdzenia protekcji i... od razu po tym, niby nieznaczącym, fakcie pan z prof. przed nazwiskiem łagodniejszym tonem zaczął przemawiać do drania, a i moją rzekomą fanaberię poważnie traktować. Potem natomiast okazało się, że to nie tylko fanaberia była... A ponieważ byliśmy na miejscu i zapłaciliśmy z góry, a drań był dostatecznie zdezorientowany, żeby nie szukać ucieczki poprzez najszczęśliwszą, która była obecna na korytarzu jako wsparcie, dostałam receptę do wykupienia i pan z prof. przed nazwiskiem nakazał pielęgniarce gabinet zabiegowy naszykować. Reszta odbyła się już wcale nie szybko i, mimo znieczulenia miejscowego, z żałosnym płaczem drania, który potem jeszcze długo, długo przerodzony w łkanie nie chciał minąć. Mnie natomiast do tej pory nie może minąć zapamiętany obraz ciałka drania i rąk pana z tytułem prof. całych we krwi draniowej.
    Drań już smacznie śpi, ponieważ znieczulenie jeszcze działa, ślubny, który był nieobecny przy zabiegu, cieszy się z mojej tej konkretnej fanaberii, a ja siedzę i w zasadzie patrzę przed siebie. Przed siebie patrzy również rodzic mój płci męskiej, który dzięki empatii jest obolały bólem drania i który okazał się tą jedyną osobą, która drania uspokoić telefonicznie potrafiła w klinice, a potem, telefonicznie również, do snu ukołysała w domu.
No i jeszcze wszyscy, każdy po swojemu, zaklinamy rzeczywistość, aby gorączka nie wystąpiła, bo pan z tytułem prof. nakazał w razie tejże na oddział do szpitala jechać szybciej niż natychmiast.

Ot! taką miałam fanaberię... która dziecku bólu większego i stanu ropnego zaoszczędziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz