piątek, 11 kwietnia 2008

a dzisiaj...

    ... zrzucę wszystko na podłotę. Tak. I niech się obraża, tak jak to ostatnio ma w zwyczaju, jak mu mówię, że jest tym na "m".
No bo jak tu na niego wszystkiego nie zwalić, kiedy człowiek siedzi prawie do północy i stuka w klawiaturę i nawet litery przeskakuje, albo tworzy jakieś dziwolągi, bo już oczy usypiają?
No a jak już w końcu się spać pójdzie, tak po kąpieli w milutkim łóżeczku się ułoży, to... To z tego zmęczenia usnąć nie można. No niewiarygodne... Zmęczona byłam tak bardzo, że chyba z tego właśnie zmęczenia sen mój poszedł sobie gdzieś...
I tak sobie patrzyłam, jak ten księżyc się przesuwa i znika mi z pola widzenia. I tak sobie mogłam porównać kolor nocy o godzinie pierwszej i o drugiej godzinie. Ha! nawet wiem, jaki ma obecnie kolor o godzinie trzeciej... A potem to już jego wyglądu ocenić nie mogłam, bo udało mi się wreszcie usnąć.
Ale to był sen w akcie desperacji zapewne, bo już bolało mnie dosłownie wszystko od leżenia i głowa od tego zmęczenia i świadomości, że jeszcze nie śpię...
A i sen sam w sobie też za mądry nie był. Tak coby mnie jeszcze bardziej zmęczyć chciał.

Za to jak już dzisiaj się obudziłam, to okazało sie, że w ciągu nocy wszystkie drzewa owocowe wokół mnie stały się białe! I są takie... piękne. Aż mam ochotę je dotykać :) Bo ja lubię drzewa dotykać... I jak pójdę z draniem na spacer, to się chyba nie powstrzymam... Ale jakby co, to mam wytłumaczenie - toż po takich męczarniach nocnych każdy wybaczy mi wszystko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz