środa, 2 kwietnia 2008

wreszcie...

    ... udało mi się prawdziwie wypocząć. Mimo rozbieganych jeszcze myśli, a raczej biegających stale wokół tematów dwóch, z których jeden bardziej męczący od drugiego.
Odpoczęłam i wyspałam się w sposób absolutny.
Po raz pierwszy od wielu dni spałam. Spałam wtulona w ślubnego, bez wtulonego we mnie drania (który od ponad miesiąca śpi sam, ale dopiero dzisiaj nie przebiegł w nocy do nas), z kotami wtulonymi w same siebie obok mnie, a nie na mnie.

Po takim śnie zdrowym i miłym, bez tych wszystkich upiorów własnych nocnych to i kawa rano nie jest potrzebna, i dzień pochmurny wydaje się mniej przykry...
Rano?... Hm... rano już minęło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz