piątek, 24 listopada 2006

jak miło - dziękuję Małgosiu ;)

    Jak miło przeczytać w przedpołudniowej i bardzo zapracowanej godzinie tak miły komentarz. DZIĘKUJĘ Ci Małgosiu.
Hm... wieje optymizmem? Ano staram się, chociaż optymizmem uprzyjemnię komuś dzień.
    A u mnie? U mnie nic i wiele jednocześnie. Dalam się porwać szałowi odchudzania... hahahahaha Zmusil mnie do tego nadmiar wody w organizmie - czułam się jak ameba i stalam sie poddatna na reklamy. Dzisiaj jest trzeci dzień i nie wiem, co zadzialalo - cud preparat, czy faza księżyca, czy moje samopoczucie, ale przestaję być amebą. Tylko mam mały problem: przy tym nie można pić alkoholu (nie piję), palić papierosów (nie palę), nie jeść słodyczy (nie jem), nie jeść produktów mącznych (jem mało), no i niestety  nie pić kawy (a piję jej hektolitry). Ale przy tylu wyrzeczeniach ;), ktore, jak widać, nie świadomie robię od zawsze, chyba mogę sobie pozwolić na małe ustępstwo ;) O! właśnie czajnik mnie wzywa, żeby się udać do kuchni i zapażyć sobie ulubioną...
!!Lepiej!! być nie może...
    No tak... A poza tym Piotruś zdrowieje i zostaly jeszcze tylko dwa zastrzyki. Jutro rano skończy się maltretowanie dziecka przez panią pielegniarkę i jednocześnie skończy się maltretowanie mojego słuchu przez płacz tegoż ;) Z nowinek jeszcze taka, że mężuś się do mnie nie odzywa. Z niewiadomych (mnie przynajmniej) przyczyn zamilkł. Chociaż nie... Probował milknąć jeszcze przed weekendem, ale ja - okropnie plotkarska i żadna sensacji żona - dopytywałam go stale, czy źle się czuje, czy coś się stalo, czy jest obrażony itd. itp. No i tak go ciągnęlam za te z trudem wymuszane zdania i dowiadywalam się, że to wszystko nie. A w poniedzialek przestalam dopytywać się i wrednie nawet nie zapytalam, co w pracy - chociaż w ciągu dnia chętnie mi wszystko komunikował na komunikatorze. I tak sobie milczymy jak te dwa pustaczki... Ja już sportowo nie pytam co nowego, a on się nie odzywa, bo myśli, że się gniewam. Zresztą nie wiem, co on myśli, bo od pniedziałku nie mam z nim kontaktu werbalnego, a w sposób telepatyczny jeszcze nie potrafię. Ha, ha... w dodatku obie mamy-teściowe były u nas w tym tygodniu i pewnie myślą, że jesteśmy pokłóceni, ale zbyt kulturalni, żeby odstawiać jakieś cyrki ;) Komedia! a swoją drogą ciekawe, kiedy to się skończy, bo już robię to z czystej ciekawości.
Oj... i nie moę zakomunikować mężusiowi moich newsów, a to mnie strasznie denerwuje... A są, są! Tym razem dotyczą mojego zdrowia, które chyba poszlo na urlop, a ja muszę pójść do lekarza, który mnie ochrzani i już. Tak więc, jeśli mężuś to czyta, niech się lepiej zreflektuje, przemyśli swoją niesubordynację i zatroszczy się o mnie, bo dobrze nie jest ;( A właśnie, ciekawe, czy czyta, skoro tak pilnie uczestniczyl w otwieraniu bloga?
Co do innych spraw, paprotka jeszcze żyje i nie jest jej źle po wczorajszych wędrówkach po calym mieszkaiu i po wszystkich ścianach i sprzętach w każdym z pokoi. Może będzie nawet ładnie rosła? Nigdy nie udawalo mi się zatrzymać przy sobie paprotek, marniały na moich oczach. Może więc dlatego tym razem podświadomie wybrałam nie cherlawą zaszczepkę, czy rachityczną roślinkę z hipermarketu, ale cały okaz w kwiaciarni, ktory zagracił mi pokój?
Ale będzie dobrze! Zaraz się zbiorę do swoich zajęć zrelaksowana a potem wstanie male szczęście i cofnę się wiekowo o conajmniej ćwierć wieku ;) Ja to się potrafię odmlodzić!
Agnieszka (11:16)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz