poniedziałek, 27 listopada 2006

rozmowa z Agatą

    Rozmawiałam dzisiaj z Agatą. Ha! Rozmawiałam to dość nietrafne określenie. Nasza rozmowa wygląda conajmniej dziwnie, a mianowicie: ja wysyłam do niej sms z internetu, a ona odpisuje mi ze swojego telefonu, a potem jedna do drugiej dzwoni i dokańczamy rozmowę. Czasem jest to jeszcze bardziej zagmatwane, bo ona do mnie dzwoni, a ja do niej oddzwaniam. Niekiedy dzwonimy do siebie w takich momentach, gdy jedna z nas nie może akurat rozmawiać, więc oddzwaniamy potem i trafiamy na niemoc telefoniczną drugiej... Ale najważniejsze, że zawsze udaje się nam wymienić swoje myśli i porozumieć w zakresie takim, jak zaplanowałyśmy. Co prawda mężuś złośliwie zawsze to podsumowuje, że ja to mam talent do gadania bardzo, bardzo długo przy jednoczesnej wymianie bardzo, bardzo małej ilości informacji. Ale to akurat dotyczy wszystkich moich rozmów telefonicznych - jego zdaniem oczywiście. Ale wracając do Agaty... Tak więc rozmowy nasze są dość skomplikowane w swoim sposobie, ale zawsze prowadzą do celu. (Nierzadko w to jest jeszcze wmanewrowany komunikator internetowy.). Ale po zastanowieniu się, nie mogą one wyglądać inaczej, bo Agata taką zwyklą osobowością nie jest! Otóż moja koleżanka czarownica rozsiewa okół siebie tak skomlpikowaną aurę, że nic nie może potoczyć się ustalonym sobie wcześniej torem. Najważniejsze, że ja tą aurę odczuwam i zapewne wszystkie urządzenia typu telefon komórkowy, zatem nic proste być nie może.
Ale dlaczego ja właściwie o tym piszę? A właśnie! Przysłała mi wczoraj informację, że była na warszatatach, ale ja już miałam wyłączony komputer, więc nie przejęlam się za bardzo koniecznością odpowiedzenia jej - uznałam, że i ona pewie w tym momencie na odpowiedź nie czeka. Za to dzisiaj odczułam wielką potrzebę tegoż. No i potoczyło się! Agata zawiadomiła mnie, że zamierza przyjść do mnie dzisiaj. Ja na to, że chętnie owszem, ale poczułam nieodpartą konieczność komunikatu, żę mężuś w domu - zupełnie nie wiedzieć czemu, bo się nawet i lubią (pewnie dzialanie magiczne). Czekam cierpliwie, co dalej, a tu telefon! No i Agata twierdzi, że chociaż dzisiaj jej bardzo pasuje, to jednak przyjdzie jutro. Nie żeby mężuś, ale mamy do pogadania, a ona ma do opowiedzenia osobiste coś no i nie może tak przy nim, a poza tym jutro jest medytacja i upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu, bo ona przyjdzie, pogadamy i fiu na medytację, a do Piotrusia babcia. Pomysł niezły przyznam. Babcia już go zaakceptowała nawet.
Hm.. medytacja! Zobaczymy, zobaczymy... Pewnie znowu wyjdę siebie i się przestraszę, tak jak to bylo na jodze podczas relaksacji ;) Relaksuję się, odplywam zgodnie z instrukcjami instruktorki aż tu nagle buch i nic nie czuję, tak się wystraszyłam, że potem relaksację jedynie udawalam - łatwo bylo, bo przy wyłączonym świetle ten proceder się odbywa.
Ale mam ochotę pojść. Zawsze to z kimś, kto mnie zlapie i nie da odplynąć...

A o Agacie i jej niezwykłej  osobie innym razem napiszę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz