środa, 27 lutego 2008

Pani...

    ... zgubiła dokument. W zasadzie to nawet nie dokument, ale "papiór". W zeszłym tygodniu pani tenże odtworzyła. No i zgubiła ponownie... Czekał mnie zatem dzisiaj jeden z tych dni, co to ciśnienie podnoszą. A ponieważ wiedziałam, że łatwiej wizę amerykańską dostać, niż w powiatowym załatwić w urzędzie dokument od ręki, pani miała ciśnienie od rana samego.
No niechby pani chociaż miała szansę porozmawiać z jakimś facetem w tej sprawie... Ale nie, pani na to szans nie miała, więc musiała wysilić intelekt i załatwić urzędniczkę argumentacją niepodważalną. Załatwiłam. Zastanawiam się jednak, czy urzędniczki przechodzą jakiś specjalny kurs: jak być niemiłym dla petenta? To po prostu niemożliwe, aby gromadzić w jednym miejscu tak opryskliwe kobiety...
I jak już załatwiłam wszystko to okazało się, że jest mi źle. Tak potwornie źle. Bo pani też miewa takie dni, kiedy jest jej źle. Bez powodu, bo tak, bo sama nie wie czemu. I jak pani z podniesionym poziomem adrenaliny przemaszerowała przez pół powiatowego, wstąpiła pani na Planty... No i tam pani sobie siadła na ławeczce i pierwszy raz pani pożałowała, że nie pali. Bo chyba głupio pani taka zamyślona sama na ławce wyglądała...
Pani było źle, bardzo źle i pani podważyła wszystko w jednej sekundzie w swojej głowie.  Wszystko, bo pani też czasem już nie ma siły... na załatwianie wszystkiego samej, na bycie samej, na jedzenie samej, na robienie niemalże wszystkiego samej... klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz