niedziela, 24 lutego 2008

urabianie siebie na wzajem

    Po ostatnich dniach poprawnych, aczkolwiek nie wylewnych, mąż mój własny i osobisty zaczął starać się. Nagle. Bardzo. Bardziej niż zwykle. Bardziej, niż bym to przyjęła za oznakę chęci pogodzenia się i zostawienia spraw naszych obecnych biegowi własnemu.

Dawno nie mieliśmy tylu miłych chwil w zgodzie absolutnej, co w czasie trzech ostatnich dni. Dawno do godzin nadrannych nie rozmawialiśmy przy ariach mojej opery ulubionej, po babskim filmie i miłej kolacji. Dawno nie mieliśmy sobie tyle do powiedzenia... Dawno nie było tak... słodko do granic przyzwoitości.

Może się pomyliłam. Może... chociaż nie sądzę. Jednak... jednak jeśli się pomyliłam, to niechcący osobisty dostał więcej niż się sam spodziewał.
... chciał muzykę, dostał libretto, chciał kolację dostał ucztę, chciał słowa dostał rozmowę... chciał kochanie... dostał sex...

... nie nakłonił mnie do zmiany podjętej przeze mnie decyzji... Ale ja przekonałam go o jej słuszności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz