piątek, 27 czerwca 2008

o inwigilacji słów kilka

    Mam stały dostęp do internetu i telefon komórkowy od lat wielu, wielu. Nie ukrywam się, nie zasłaniam, nie wyłączam dźwięków, telefon mam sprawny i gotowy do odebrania przez całą dobę. Posiadam skype'a i trzy komunikatory. Po co? Dlatego, że lubię mieć kontakt ze znajomymi i dostęp do informacji. A ponieważ każdy z sobie tylko wiadomych powodów lubi do komunikowania się używać takiego czy innego przekaźnika - jestem ugodowa.
Nie ukrywam danych, ponieważ nie mam czego ukrywać. Nie wstydzę się swoich poglądów, ale ponoszę za nie odpowiedzialność. Szczerość cenię na równi z kulturą osobistą, ale zaraz po nich stawiam szacunek dla człowieka i uczciwość. Nie wstydzę się pisać o swoich uczuciach, nie ukrywam swojego światopoglądu. Jeśli chcę napisać o seksie - piszę. Jeśli jestem liryczna - jestem taka w całości. Jeśli chcę czegoś - proszę o to, albo biorę sama, jeśli wziąć mam prawo.
Denerwuje mnie jednak inwigilacja, która się zaczęła od jakiegoś czasu, trwa i ma się coraz lepiej, napędzana naszą bezmyślnością. Nie mam zamiaru tłumaczyć się nikomu, dlaczego napisałam, zrobiłam, zobaczyłam, weszłam na to czy owo. Nie zamierzam udowadniać, że mnie nie było wtedy, kiedy mnie nie było, albo byłam, kiedy byłam.
Życie jest na tyle ciekawe, że dużo przyjemniej i mądrzej jest się nim cieszyć, niż zadawać tysiące pytań i analizować szczegół po szczególe, aby potem ocenić.
Nie wiem, czy sami jesteśmy aż tak żądni informacji wszystkich na temat drugiego człowieka, czy wynika to raczej z naszych kompleksów, ewentualnie potrzeby dowartościowania się. A może z obawy i strachu?.

Ale dlaczego właściwie o tym piszę? No właśnie... Weszłam dzisiaj na stronę naszej-klasy i mnie trafiło! Kolejne udogodnienie... Kolejny absurd...
Zakładają sobie ludzie profil, opisują szczegółowo swoje życie, podają bardzo dokładne informacje na temat swojej osoby, dodają zdjęcia, zapraszają znajomych i... i nagle podnoszą larum, bo jest ogólny dostęp do tych informacji (nie prawda - można je ukryć), bo każdy może ich znaleźć (również nie prawda, ponieważ mogą tę opcję zablokować), bo jest to naruszenie ich prywatności. To po co do jasnej cholery tworzą profil i podają szczegóły? Rozśmieszyła mnie obecna opcja na n-k umożliwiająca mi prześledzenie, kto i kiedy ogląda mój profil. Ani mi to bowiem nie da faktycznej wiedzy na ten temat, ani nie wzbogaci mojego życia o strategiczne informacje, natomiast krzykacze i tak nie będą mieli chronionej dzięki temu prywatności. Zdaję sobie zatem pytanie: po co? Czy to oznacza, że aż tak bardzo jesteśmy naznaczeni piętnem inwigilacji i podglądactwa dla czystej satysfakcji?

Obawiam się, że jest to kolejna bzdura wymuszona sytuacją i stworzona w myśl zasady sztuka dla sztuki. Chociaż... chociaż może niezupełnie - można jeszcze dojść do wniosku, że ten absurd stworzy nową grupę bawiącą na n-k: szarych, przeciętnych, niedowartościowanych, z satysfakcją śledzących własną małą wielką popularność...

Ech... klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz