piątek, 13 czerwca 2008

pani...

    ... pije właśnie bardzo mocną i bardzo słodką kawę. Pani rzadko taką pije... Zazwyczaj jest ona bez cukru i z dużą ilością mleka. Ale jak tu takiej mocnej i słodkiej nie wypić, kiedy do trzeciej rano się siedziało i rozmawiało? O sobie w dodatku, o życiu, o emocjach własnych. A z pani słowa i emocje wypłynęły jakoś tak same, jakby od dawna chciały... Te dotyczące życia i małżeństwa - i tego, którego rocznicę na dniach świętować będziemy, i tego, które trwało na długo przed dniem, w którym faktem się stało. Pani nawet nie wiedziała, że zapiekła w sobie tyle dni samotności i czekania i żalu, że tak właśnie jest.

Duchota nocna i myśli i słowa, które pod palcami długo jeszcze potem wyczuwałam, nie dały mi usnąć... Ślubny, który nad ranem zastał mnie siedzącą z książką w ręku, popatrzył na mnie mocno  zdziwiony z obawą, że coś się stało.

A coś się stało faktycznie... Coś wielkiego... Pani... podjęła dzisiaj w nocy decyzję.

Pani nie chce już czekać i być sama przez dnie całe. Pani nie chce się śmiać z min sąsiadów, którzy czasem snują podejrzenia, czy to mąż czy nie mąż, bo tak rzadko jest, ale jak już jest to na sposób lepszy od zwykłego męża i ojca.
Pani ma dosyć podejmowania samej decyzji i załatwianie wielu spraw bez pomocy. Pani ma dosyć bycia kobietą, która sobie radzi i to nie tylko z przysłowiowym gwoździem i młotkiem...
Pani dzisiaj w nocy po raz raz pierwszy zrozumiała, że ta obecna droga nasza powoli, niby nieznacznie zaczyna odzierać nas ze wspólnych emocji, zabiera nam bliskość, nakazuje wyrywanie chwil dla siebie ceną czegoś ponoć ważniejszego. I to, że pani ma teraz swoje pięćdziesiąt procent w garści, aby tę drogę pchnąć w stronę właściwą.

... bo pani również za lat kilka chce powiedzieć, że jest szczęśliwa i... spełniona.

i jeszcze klik - takie przekornie, żeby nie dać, tego, które jako pierwsze mi do głowy przyszło ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz