sobota, 21 czerwca 2008

Pani...

    ... zakręcona ostatnio bywa bardziej, niż sama mogła przypuszczać, ale stara się tego nie pokazywać nikomu, a tym bardziej samej sobie.
Zakręcił mnie też ślubny, który przejął się bardzo moimi ostatnimi dywagacjami na temat naszego bycia na bliskość weekendową jedynie.
A owe z siłą większą niż bym może i chciała wypłynęły samoistnie i nie nagle, wzmocnione znacznie zeszłopiątkową finlandią z podłotą. Chociaż właściwie to nie z a przy. Bo podlota jedynie pilnował - i mnie i finlandię. Taaa... a dywagacji nie wzmocnił, ale i nie wyciszył, więc jak to bywa u mnie zawsze - rykoszetem w sobotę poszły. I najwyraźniej dobrze uderzyły... Teraz ślubny zasypuje mnie propozycjami i do domu wcześniej wraca, a praca sensem jego życia tak do końca już nie jest.
    Wczoraj natomiast ślubny porwał mnie na kolację. Pani miała nawet okazję po raz pierwszy wino australijskie spróbować i w zasadzie to tylko dlatego, że z  win francuskich wytrawnego nie było w kolorze czerwonym. No i powiem szczerze, że popróbować czasem warto... i chyba zacznę sobie odskocznię niekiedy robić, chociaż w winie to ja taka wierna do tej pory byłam niesłychanie i francuska okropnie. No może nie w kwestii wina tylko, ale o nim akurat tu.
Zatem wszystko w kierunku dobrym zmierza, chociaż spiralnym nieco, ale... dobrze mi. Najwyraźniej ilinx  lepiej na mnie działa niż mimicry, agon, czy alea. I niech tak zostanie...
klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz