niedziela, 16 listopada 2008

dysonans pozorny

     Pani siedzi przy laptopie i myśli. Pani się próbuje skoncentrować i rozbiegane myśli pozbierać do jednego kociołka, w którym mogłabym zamieszać tworząc coś wybuchowego.
A wczoraj pomalowałam paznokcie u rąk kolorem karminowym. Rzadko dłonie barwię kolorem jakimkolwiek. Wczoraj mnie naszło. Wczoraj naszło mnie nawet więcej, niż chciałabym sama z siebie. Jakoś tak... Jakoś tak zmieniłam linię brwi, jakoś tak inaczej ułożyłam włosy, jakoś tak odsunęłam na bok stertę prac pisemnych, z których połowa nie na temat, a druga połowa ledwo czytelna i siadłam na sofie. Sama. Z kocem jedynie i ulubionym. Włączyłam jazz swój ukochany i zaczęłam delektować się każdą jedną sekundą pozornego dysonansu.
Są takie chwile, kiedy chciałoby się coś powiedzieć, ale się milczy. Nauczyłam się milknąć ostatnio. Tak wbrew własnej naturze i emocjom. Nie chce mi się już czasem mówić, bo ta mowa w finale o prośbę, albo groźbę zaczyna się opierać.  I to moje zmilczanie spraw jakimś losu zrządzeniem szybsze rozwiązania sprawom przynosi, chociaż myślałam na początku, że za oznakę kapitulacji poczytane zostanie. Nie zostało. Dużo muszę w sobie widać przerobić, a jeszcze więcej na żywioł puścić. Przerabiam więc popijając ulubione.
Pani myśli... Pani ma w myślach nieład prawie artystyczny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz