niedziela, 2 listopada 2008

kiedy z dzieckiem na cmentarz...?

    Zastanawialiśmy się nad tym pytaniem często. Wielokrotnie przeciwstawialiśmy się rodzinie nie zabierając drania na pogrzeb, albo celebrując obecne święto mszą świętą jedynie, w myśl własnej zasady, że cmentarz jest miejscem nie dla dzieci. A przecież jednak i one się tam znajdują. Wiem. Dzisiaj jednak postanowiliśmy zakupić kwiaty i znicze i pójść we trójkę. Po drodze delikatnie informowaliśmy drania, do kogo idziemy, jak to mniej więcej wyglądać będzie i dlaczego tak właśnie, a nie inaczej. Pogoda była przecudna - słońce pełne, wysoka temperatura i jedynie leciutki wiaterek. Drań był zdziwiony ilością grobowców. Z uwagą przyglądał się zdjęciom swoich prapra... i pra... Przy grobie tejktórejjużniema poczuł się swobodniej, ale i tu cichutko przycupnął obok zdjęcia i nie mógł zrozumieć, czemu to tak. Sama nie wiem, czemu to tak... Dobrze, że nie zadawał pytań, bo i ja ten spacer odczułam w sobie boleśnie. Przede wszystkim jednak dziwiłam się ogromem dzieci na cmentarzach. Dzieci w wieku przeróżnym - od takich maleńkich w nosidełkach, po maluchy w wieku przedszkolnym. (Starsze jakoś nie stanowiły już dla mnie sensacji.) Dzieci owe niesione były z całą stertą akcesoriów i zabaweczek, ewentualnie już same radosne szły zaaferowane... watą cukrową i nową, grającą zabawką, balonem wypełnionym helem, gofrem, albo jakimś innym atrybutem typowym dla odwiedzin grobów. W sumie to taka wata cukrowa albo gofr są dobre, a zabawki i baloniki kolorowe, więc nie ma się czemu dziwić. Czasem jakieś dziecko szło z zabawką najprawdopodobniej z domu zabraną, czasem biegało między pomnikami. Zazwyczaj jednak patrzyło zdziwione i znudzone na gromadkę rozbawionych mamuś, cioć i całej pozostałej rodzinki, która spotkanie towarzyskie urządziła w miejscu tak do spotkań towarzyskich typowym.
No więc kiedy z dzieckiem na cmentarz...? Bo ja nadal nie wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz