piątek, 19 lutego 2010

boskaja

    W powiatowym deszcz leje jak z cebrów. Gdyby bowiem lał tak po prostu i zwyczajnie jak z cebra, byłoby go znacznie mniej. Zatem leje i szaleje mocząc wszystko bezlitośnie. A pani ze ślubnym w doskonałym nastroju właśnie wróciła z koncertu. I wcale nie jest istotne, że buty mam przemoczone, a stopy zmarznięte. Nieważne nawet to, że zimny deszcz zmoczył mi twarz i głowę zaledwie w ciągu minuty. Ważne, że było świetnie, a my bawiliśmy się doskonale. Muzyka poważna w jazzowej aranżacji jest boska. Normalnie boska. I wciągająca. A teraz pani wciąga w siebie ulubione, więc już w ogóle bosko mi, zwłaszcza że mąż mój własny i osobisty włączył muzyczkę, którą przed chwilą mieliśmy na żywo. I jak tak dalej pójdzie to orzeknę, że i ja boska jestem. I będzie...
    Na brak rozrywek kulturalnych narzekać nie mogę. Na ich nadmiar natomiast narzekać nie będę. Szkoda tylko, że z reguły muszę wybierać między nimi, bo wybór zawsze jest trudny.
Zatem sączę. Sączę i słucham. I rozanielam się. I mam ochotę na rozmowy bardzo intelektualne z nutą filozofii i dużą dawką egzystencjalizmu.To znaczy staję się boska. I chyba już współczuję ślubnemu. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz