sobota, 20 lutego 2010

słodko i gorzko, czyli pani znowu będzie dorosła i odpowiedzialna

    "... miło jest nam powitać Panią w gronie uczestników konferencji..."
Na ten e-mail czekałam od kilku tygodni. Jest data wysłania. Wczorajsza. Są w nim wszystkie potrzebne mi informacje. Zakwalifikowałam się do wzięcia udziału w prestiżowej konferencji w stolicy. Dyrekcja się ucieszy. Pozostali niekoniecznie. Nie po raz pierwszy. Nie po raz ostatni. Ja jeszcze jestem wyprana z emocji. Kolejne trzy dni poza domem. Od piątkowego popołudnia do niedzielnego wieczora w marcu chłopaki będą odpoczywać ode mnie. Co zabrać? Białe bluzki koszulowe ze sztywnymi mankietami zostaną w domu. Potrzebne mi będą bardziej zeszyt do robienia notatek i odtwarzacz mp3 do zagłuszenia ciszy miedzy wykładami i odczytami.
Organoleptyczna jeszcze nie wie, że mnie będzie gościć. A może jednak zadekować się w hotelu? Lubię hotele. Są anonimowe, kompletnie bezduszne i wygodne, a materace dużo bardziej miękkie niż lubię i nie muszę ścielić łóżka rano. Taka mała rozpusta. I wszyscy z obsługi się uśmiechają. Stęskniłam się za organoleptyczną. Nie wiem, co wybiorę. Decyzję podejmę pewnie w pociągu. Jak zazwyczaj. Bo ja wcale, wbrew pozorom, nie jestem poukładana. Kiedy tylko chcę, wychylam się poza ramy schematów, które jednak na przekór wszystkim tworzę wokół, żeby pomachać ręką z innej perspektywy. I dlatego ślubny zawsze się martwi, gdy próbuję pokazać, że jestem dorosła i wiem, co robię. Z pierwszym można dyskutować, ale drugie to już prawda.
Hm... fajnie. Nawet bardzo fajnie. A może to dlatego, że dzisiaj smakuję ulubione węgierskie? Cierpkie i charakterystyczne. Zauważyłam, że o słodkim nie mówi się, że jest charakterystyczne. Czy rys nadaje to, co przynajmniej gorzkie? Może... No to gorzko mi. I tak chciałabym mieć zawsze. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz