wtorek, 9 lutego 2010

głęboki oddech, czyli nie wiem nic, ale i tak mi jest dobrze

   Pani wzięła głęboki oddech i odstawiła na wściekle pomarańczowy spodek wcale nie mniej pomarańczową filiżankę. Oddech podczas picia jest możliwy - należy tylko wcześniej przełknąć łyk kawy. Wzięłam zatem oddech... Jakoś tak nagle poczułam, że mogę. Ano właśnie: mogę wiele rzeczy znowu. Wystarczyło tylko przeczekać, pozamiatać, zdjąć pajęczyny z kilku kątków i przestawić tę i ową sofę lub szafę. A co ja właściwie mogę? Nie wiem. I to w zasadzie jest największy pewnik mojego życia. " A może pieprznąć to wszystko i wyjechać w Bieszczady? - westchnął profesor, który usłyszał beztroskie "nie wiem" będące odpowiedzią dziewczyny zdającej na wydział socjologii na pytanie, kto jest prezydentem naszego państwa obecnie." Ano właśnie... Może pieprznąć to wszystko i wyjechać... W Bieszczady, czy do dużego miasta, takiego, które nigdy nie śpi? Mąż mój własny i osobisty dał mi możliwość pokierowania naszym życiem, a ja przyparta do ściany, było nie było w sposób miły i dwuznaczny, tak po prostu nie wiem.  Problem w tym, że ja chciałabym i tę głuszę i to miasto żyjące jednocześnie. Jak wszystko, czego chcę od życia, i to jest dualistyczne. Ale jakie ma być, skoro ja zodiakalnie podwójna jestem? Do tego przeciwna. Kiedy jedna część mnie szaleje i jedzie spontanicznie w poprzek  życia, druga zwija się w kłębek na fotelu mięciuchu i błaga o chwilę ciszy i spokoju. A potem ta nostalgiczna wstaje, przeciąga się i oświadcza wszem i wobec, że teraz to da popis, kiedy akurat druga zasiada, żeby wypić kawę w spokoju. Wszyscy zdołali do tego przywyknąć. Ja nie zaliczam się do wszystkich, ale staram się być wyrozumiała. Zwłaszcza, kiedy nie mogę spokojnie wypić kawy, bo muszę pędzić z miejsca na miejsce, aby odhaczać w kalendarzu to, co zaplanowałam z dokładnością co do kwadransa.
No tak... ale zaczęłam pisać, że oddycham... Tak spokojnie i rytmicznie. Ustaliłam bowiem, że wiem, iż nie wiem, czego chcę, a na podstawie tego to już można zbudować całkiem niezłe plany i w nieistniejącym przecież międzyczasie spokojnie pomachać nogą w rytm muzyki tuż przed wyjściem na jogę, na której wprawię się w stan relaksu przy maksymalnie rozciągniętych mięśniach pleców. I w takich chwilach szkoda mi tylko, że nie palę, bo ten oddech aż prosi się o zaznaczenie go w powietrzu. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz