poniedziałek, 22 lutego 2010

sennie i z brakiem ciśnienia

    Oczy mi się zamykają same. Na tenisie drania zanurzałam je jeszcze w książce Olgi Tokarczuk "Bieguni", chociaż nos opadał mi już do kubka z latte. Zabawne, że dostaję tam latte w dużym kubku. Wystarczyło raz poprosić i panie zapamiętały. Mrozek chwycił znowu, ale powrotny spacer zmęczył drania, a mnie wcale nie przywrócił do rzeczywistości. A jednak miło przejść suchą alejką, która daje odgłos naszych kroków. Padam na pyszczydło. Nieprzespana noc zaczyna odbijać się na mnie zawsze popołudniu, jakby chciała dać o sobie znać podwójnie. Przede mną jeszcze Trilo Chi i trochę papierologii stosowanej w oświacie. To drugie jest zestawem miłym, jeśli ma się zapędy masochistyczne. Hm... chyba ich jeszcze nie wykazuję... Dopiję kawę i biegnę pod prysznic. Tylko jak obudzić się pod gorącą wodą? Pod zimną raczej wejść się nie odważę. Ale jak to powiedziała mi dzisiaj rano najszczęśliwsza: zostały jeszcze tylko cztery dni do piątku i się wyśpisz bezkarnie. W sumie trudno się z nią nie zgodzić. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz