piątek, 4 stycznia 2008

na granicy

    Dzisiaj kolejny spacerowy dzień. A teraz zielona herbata w białej filiżance, zaparzona w białym dzbanuszku. Pachnie przecudnie. I chociaż gorąca nie parzy ust. A może po prostu tego nie czuję, bo za bardzo stęskniłam się za nią...
Do tego cisza i spokój. Moje zawieszenie na granicy dnia i popołudnia, słońca i mroku, myśli i ich wyciszenia.
I muzyka w tle... I już sama nie wiem, co bardziej parzyć powinno... Ta herbata, czy ten jazz... klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz