czwartek, 17 stycznia 2008

olejek

    Wstęp do sklepów zielarskich to ja powinnam mieć stanowczo zabroniony... Ale ponieważ nikt do tej pory tego nie zrobił, mam obecnie nowy olejek do kąpieli. Tak... Jeden olejek cyprysowo-cedrowy. Jeden olejek z zielonej herbaty i paczuli. Jest też jeden z mandarynki i drzewa sandałowego. No i jeden o tajemniczej mieszance ylangowo-grejpfrutowej. Hm... ylang to ponoć znany afrodyzjak z Azji. Albo mnie babeczka wkręciła.
Nabyłam jeszcze kilka(naście) innych produktów... No nic strasznego co prawda. Toż to tylko zielarski, a nie hurtownia dla czarownic, więc nie kupiłam niczego spektakularnego czy ekstrawertycznego... Ale zapas suszonej żurawiny to i owszem.

Teraz jak się tym wszystkim natrę i wypaciam to dopiero będę aromatyzowana. I niech to lepiej faktycznie zadziała, bo jak mężuś zobaczy rachunek za te wszystkie super potrzebne cuda i cudeńka, to zakaz wstępu do przybytku owego chyba się pojawi...
Tylko się zastanawiam... ten ylang to będzie działał na mnie, czy na mężusia... bo może zacząć się paciać tym właśnie...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz