czwartek, 24 stycznia 2008

rozważania na temat Hyda i maku

    Zrywając wczoraj wieczorem kartkę z kalendarza doszłam do wniosku, że pan Hyde wstępował we mnie znacznie częściej, niż mi się wydaje...
Hm... prawdopodobnie musiałam nawet pewnej nocy wedrzeć się do drukarni i napisać wszystkie swoje maksymy w kalendarzu, który potem nabyłam...
Normalnie uwielbiam swój kalendarz!! Mądry jakiś taki...
No bo jak tu się nie ekscytować, kiedy na dzień dzisiejszy stoi w nim taki oto tekst: "Kto żyje bez szaleństwa, mniej jest rozsądny niż mniema."

A poza tym faktem, że jestem najwyraźniej na etapie czytania kalendarza, czyli intelektualnie cofnęłam się do renesansu (ha! i to nawet stanowię elitę, ponieważ czytać potrafię...), złamałam drugą w tym miesiącu szczoteczkę do zębów podczas porannego prysznica. Złamałam. Tak. Napisałam dobrze. Drugą z rzędu w tym miesiącu. A stało się to tuż przed tym, jak stłukłam buteleczkę z olejkiem, która mi z rąk wypadła i o brodzik uderzyła. No i niby niech mi teraz ktoś powie, że plastik się nie tłucze...!! Tłucze się i to prawie w drobny mak.
Najzabawniejsze, że to ten olejek z ylang... Hm... czyli potencjalnie przestaniemy być społeczeństwem starzejącym się, przynajmniej w powiatowym...

PS. I jestem absolutnie gotowa na złośliwości pewnego podłoty, który się tutaj czasem ujawnia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz