czwartek, 6 marca 2008

gdy mistrz odchodzi

    Chwila odpoczynku w ciągu dnia. Biorę kawę (czarną, mocną, gorącą) i siadam przy komputerze. Chwila relaksu... Były dwulatek zajęty bajką, chwila dla mnie. Tylko. Taka, kiedy można coś ciekawego przeczytać i przejrzeć najświeższe informacje. Włączam wiadomości... Gapię się bezwiednie... Kawa stygnie, a ja bezwiednie gapię się dalej...
Boli mnie... świadomość. Tak. Nie serce, nie dusza, nie miłość własna, zwana egoizmem - świadomość. Świadomość straty i powolnego odchodzenia autorytetów... Nikt tej luki nie wypełni. W moim poczuciu i dla mnie... Dużo bardziej wolałam patrzeć, słuchać, odbierać całą sobą słowa, dykcję, grę, postać, urok przedwojennego stylu bycia. Dużo bardziej, niż to, co obecnie można zobaczyć i usłyszeć...
Ostatnio tak bezwiednie i wcale nieżałobnie, ale świadomie gapiłam się w ścianę, jak dotarła do mnie wiadomość o Aleksandrze Bardinim... Dzisiaj jednak moja świadomość jest dojrzalsza i bardziej świadoma... i boli przez to bardziej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz