piątek, 14 marca 2008

rozluźnione myśli

    Wykąpana, pachnąca, zrelaksowana, w szlafroczku... Taaak: w szlafroczku - nie szlafroku... Podchodzę do lodówki, otwieram, wyjmuję oszronioną butelkę z cabernet sauvinion, nalewam do pękatego kieliszka, który momentalnie robi się spocony na zewnątrz... Mmmm... takie lubię najbardziej... Idę do pokoju, siadam obok męża, który akurat nabywa różne różności przez internet. Osobisty odwraca się, przytula mnie, zerka na wino, na mnie, z uśmiechem i lekkim zdziwieniem stwierdza: " mam nadzieję, że to dla przyjemności..."
A tak... Tak właśnie - dla przyjemności. Jestem po dniu relaksu pełnego i odpoczynku i niejakiej wolności od codziennych obowiązków. Myśli mam rozluźnione i poluzowane. I jest mi dobrze...
Chociaż... byłoby mi nieco lepiej, gdyby osobisty jutro do pracy nie jechał (po dniu urlopu w dniu dzisiejszym). Ale jakoś mi się dzisiaj nie chce zgłębiać natury męskiej... Nie teraz... Mam zbyt rozluźnione myśli. I one luzują się dziwnie bardzo i dziwnie chętnie. I powiem szczerze, że jest mi z tym... zadziwiająco dobrze!...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz