poniedziałek, 31 marca 2008

pani...

    ... dawno niczego nie zmalowała, więc już czas najwyższy, aby trochę swoich wrodzonych zdolności ujawnić...
Obudziłam się dzisiaj kilka minut przed ślubnym. Wyczyn nielada - toż on o piątej rano już z domku wychodzi.
No to się obudziłam i to z przerażeniem wielkim, że mi serce nie bije. A co sobie będę żałować! Jak się wystraszyć to na całego. No i tak sobie leżę i myślę - mówić ślubnemu i go od drzwi wyjściowych cofnąć, czy też nie? No w sumie to ubaw miałby przedni zaraz po tym, jakby się przestał bać, ze żona mu zwariowała. No to sobie tak leżę i myślę, że może jednak jego zawracać nie będę, niech jedzie do tej pracy, bo to przecież sens życia jego, a ja zadzwonię do najszczęśliwszej. Kto mnie bowiem lepiej zrozumie, jak nie matka własna? Odczekałam, aż ślubny wyjdzie, na zegarek spojrzałam i tak jakoś szkoda trochę najszczęśliwszą budzić było. Odruch serca nawet i bez niego mam wyraźnie. Myślę zatem: telewizję pooglądam. No o piątej w telewizji oglądać to nie ma co. Jak o każdej innej w sumie, ale o tej to i części stacji brakuje. Pooglądałam zatem, co w tvmarkecie oferują i przerzuciłam na mężowy ulubiony kanał informacyjny. Dumny by był. Ale ponieważ średnio mnie katastrofy skoro świt obeszły, to tylko patrzyłam bez dźwięku. No i tak leżę sobie i leżę i  sobie ręką to serce wymacać próbuję, a jego nie ma. Normalnie brak. Niemożliwe, cobym czucia nie miała... Niemożliwe, cobym mięsień piersią zwany miała jakiś hiper, więc i masa mięśniowa owego aż tak by go nie przysłoniła. No to oddycham. Skoro oddycham, to znaczy, że jest ok. Koty się na mnie patrzą i patrzą i nadziwić się nie mogą. A ja leżę i kombinuję dalej: może sobie kawę zaparzyć - o nie! od dzisiaj koniec z kawą! No to jak nie kawę, to melisę, ale ona uspokajająca...
Ale ile tak leżeć można bez zajęcia? Spać w sumie to mi się i chciało, ale jak ja mam usnąć w takich warunkach, kiedy mi serce nie bije? No nie da się. Usnę i jeszcze coś się stanie! Ale od leżenia to mnie i cztery litery i bok boleć zaczęły... Wstałam zatem, pisać pracę skończyłam, kawę z mlekiem chlupnęłam, rześka jestem jak pierwiosnek i w sumie to wszystko nawet i dobrze, tyle że nadal tego stukotu nie wyczuwam. I jak to ludziom powiedzieć? Toż przecie mi nikt nie uwierzy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz