piątek, 26 stycznia 2007

antyk za 5 zł ze wniesieniem

    Jak nie narozrabiam kilka razy w ciągu tygodnia, to znak, że jestem chora. A może źle powiedziałam... Kilka to lekka przesada, ale dwa razy to ilość przytrzymująca mnie przy życiu.
    Może tydzień temu, może ciut więcej, zobaczyłam jak Ziutek wiezie na wózku zdobyczny fotel. Fotel cudo malowane, zupełnie jak prosto z desy. Kim jest Ziutek? Ano... Tomy można na jego temat pisać... No i tak się składa, że jest naszym sąsiadem i trudni się zbieractwem wszystkiego - komuś zrobi przysługę i jakiś grat z domu zabierze, a ktoś z wypiekami na twarzy kupi to od niego. A jak nie kupi, to Ziutek zrobi przemiał i sprzeda na skupie szkła, złomu, albo na podpałkę zimą. Jednym słowem człowiek instytucja.
Ale wracając do cuda malinowego. Wiózł go z drugim sąsiadem ziutkopodobnym i obaj byli mocno zdegustowani robotą ową. Pomyślałam, że wiozą fotel komuś. a poza tym głupio mi było krzyczeć z balkonu w centrum miasta do kogoś wyglądającego jak Balcerek. Za to na drugi dzień z okna wychodzącego na podwórko zobaczyłam cudo malinowe leżące na kupie gruzu. Czyli nie ma chętnych - będzie utylizacja. Potem patrzylam jeszcze raz i kolejny. No i tek minął tydzień, może ciut więcej. Za to dzisiaj wychodząc z dwulatkiem opatulonym w wózku na spacer przyłączyłam się w bramie do tłumu dysputujących sąsiadów. Do tłumu dołączył nawet nie kto inny, jak sąsiad - przedsiębiorca. Zagadnęłam, że na drugi raz niech da mi znać, bo takiegoż fotela szukam. Okazalo się, że już mogę powiedzieć, że znalazłam, bo takowym Ziutek dysponuje i zaprezentował mebel taszcząc go do bramy. Ludzie dziwnie mnie taksowali wzrokiem, bo i sytuacja dziwna... Stwierdziłam, że biorę, tylko cenę trzeba ustalić, a mebel na pierwszy rzut oka zabytek, jak się patrzy. No i Ziutek znawca, więc targować się będzie. W myślach zaczęłam szacować, na ile mężuś przystanie i mi nie nagada, a ile mebel wart faktycznie. I wtedy uslyszałam cenę... Otoż do zapłaty tyle, co papierosy. No to mówię - sprecyzuj sąsiad cenę, bo ja nie palę, więc nie wiem. A on mi na to, że pięć zloty. No to biorę! Ale jeszcze się upewnilam, że "ze wniesieniem" będzie. Ziutek skrzyknął balcerkopodobnych i fotel poszedł na pietro pod drzwi, a ja z dwulatkiem na spacer do parku. Zawiadomiłam szybko mężusia. Fotela nie widział, ale cena przypadła mężusiowi do gustu bardzo. Do najszczęśliwszej też zadzwoniłam. Ona też taki chce.
W parku pięknie, ale dwulatek zaczął przysypiać. Co się będzie dziecko ochładzało we śnie na dworzu, więc zawrócilam w stronę domu i już w myślach fotel ustawialam.
Koło bramy balcerkopodobni się kręcili, więc i wózek wnieśli. Za to ja dochodząc do piętra osłupialam... Fotel ładny. Drewno czyste i zadbane, dębowe. Siedzenie i oparcie nie z gąbki tylko na sprężynach, obicie z zielonego aksamitu... Tylko cudo malinowe zajęło całe półpiętro... Drugie skrzydło drzwi trzeba było otwierać i dwóch chłopa ;) ledwie cudo udźwignęło. Wstawili mi do przedpokojo - zapobiegawczo poprosiłam bliżej sypialni i czmychnęli, coby szybciutko 5 zł spożytkować...
No i się zaczęło. Czyszczenie, odkurzanie i przeklinanie na siebie w myślach. Fotela ani udźwignąć, ani przesunąć...
Teraz już wreszcie stoi w sypialni koło pieca, zajmuje całe mnóstwo miejsca i prezentuje całą dostojność mebla z końca wieku XVIII... Uprzedziłam meżusia, że fotel niewiele mniejszy, niż nasza sofka. Mężuś mi na to, że fakt ceny ukoi jego niepokoje. No tak...
Podobnie było z szafą art deco również od Ziutka kupioną, którą oni wnieśli bez rozkładania na trzecie piętro wąskimi schodani kamienicy (i zrobili to za 20 zł "ze wniesieniem"), a my potem po rozlożeniu szafy, żeby ją przestawić ledwo płat drzwi byliśmy w stanie utrzymać. No i wtedy też cena koiła nerwy mężusia, a teraz szafy za nic pozbyć się nie chce i wjeżdża mi na ambicję, że to antyk. W sumie racja... A do kupienia są u Ziutka jeszcze stół i szafa z gdańskimi rzeźbieniami... Tylko pokoi nam braknie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz