środa, 17 stycznia 2007

błogie nicnierobienie

    No tak... Utłamsilam drania, porozamawiałam Z Karoliną, która właśnie gdzieś mi czmychnęła, wymieniłam myśli o życiu z Anetą i teraz popadam w stan błogiego nicnierobienia... Jak ja lubię taką ciszę i stagnację!... Obawiam się jedynie, że to będzie cisza przed burzą, a najszczęśliwsza przyjdzie dopiero za kilka godzin co by mnie wybawić i pomóc mi ciut przy najukochańszym dwulatku. Teściowa jakiś czas temu powiedziała mi, że pewnie zaczyna mu się syndrom dwulatka. No tak.. Ale syndrom dwulatka zaczął mu się zaraz po skończeniu przez niego roku i trzyma go nadal. I obawiam się, że potrzyma go do oślego wieku... Potem jeszcze tylko bunt, a potem wyprowadzi się z domu, a potem ożeni - i z głowy! No tak, ale zanim to nastąpi, on i jego syndrom mnie wykończą...
Chyba korzystając z ciszy wezmę się za czytanie. Dla odmiany przy świetle dziennym popatrzę na tekst drukowany i nie będę psula sobie oczu czytaniem przy małej lampce nocnej. Chociaż popsułam je już dostatecznie mocno ;) czytaniem w ogóle. Ok lecę do "Cienia wiatru" co by sobie polewitować w realizmie magicznym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz