piątek, 19 stycznia 2007

szczęśliwa

    Mężuś właśnie zadzwonił, że nasz krajowy monopolista kolejowy ma już na mazowszu ponaprawiane trakcje i dzięki temu mężuś wóci do domku o porze wmiaręludzkiej. Rano wykazał się wzmożoną nadgorliwością wychodząc znacznie wcześniej na pociąg a i tak jechał do pracy baaaaardzo okrężno trasą. Nawet juz przeklinał w trakcie swoją sumienność zamiast wziąć dzień urlopu. A jak ja przeklinałam jego nadgorliwość!!! No ale zaraz już będzie jechał do domku... Wiatr wiatrem, a ma dzisiaj wrócić! Rano oszacowałam straty na balkonie... Winobluszcz nie jest na szczęście zniszczony - tego bym nie zniosła. Za to fotele plastikowe były po drugiej stronie balkonu w konfiguracji nader ciekawej. Najbardziej jednak spodobał mi się widok cyprysa... Donica olbrzymiasta poleciała sobie gdzieś sia z balkonu z zawartością... nastu kilogramów ziemi, natomiast cyprysik zaplątany w pręty ostał się na miejsu. Zabawna roślina. Żadnej jeszcze tak nie traktowałam macoszo. Podlewałam, bo podlewalam, ale szans na przeżycie mu nie dawałam, bo wszyscy wtłukli mi w glowę, że i tak się nie przyjmie. Przyjął się i nawet huragany przetrwał. Chyba zacznę go pielęgnować - oby mu to tylko teraz nie zaszkodziło. Dwulatek nie wiedzieć czemu padł spać. Zmęczył się chyba okrutnie rozrabianiem i czekaniem na najszczęśliwszą, ktora dzisiaj się zawzięła i nie przyszła. Rodzona matka zostawila mnie na pastwę losu i dwulatka!... Tym sposobem siedzę sobie sama tak cichutko, cichutko a w tle mam wieczorynkę. Mężuś na wieść, że jego ukochane dzieciątko śpi załamał się twierdząc, że albo potem nie da się utłamsić, albo jutro zrobi nam pobudkę przed dziewiątą rano, a toż to jeszcze noc ciemna i głęboka. No zobaczymy, ale póki co szczęśliwa jestem, bo mam chwilkę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz