środa, 10 stycznia 2007

nie po bożemu, a wszystko przez Agatę

    Jak to łatwo zasiać u mnie ziarenko niepewności... Oj przekonalam się o tym w zeszłym tygodniu dobitnie.
Jak się wprowadzaliśmy do tego mieszkanka, to mieliśmy wspólnie z mężusiem identyczną wizję jeśli chodzi o umeblowanie. Potem ja miałam swoje dodatkowe wizje dotyczące przystrojenia. Ale cały czas musieliśmy walczyć jak lwy ze stereotypami zakorzenionymi w naszych rodzinach, bo wedlyg nich zrobiliśmy umeblowanie kompletnie nie po bożemu. W salonie na podłogę położyliśmy białą ! wykładzinę - ledwie to wszyscy znieśli, a wstawiliśmy mały kredensik i jasnobeżową sofkę, a potem dostawiliśmy jeden!!! fotel. No i oczywiście stół, ale kwadratowy i dwa krzesła tylko. Ledwo, ledwo to zostało przełknięte, a zaraz zaczęły się nowe nasze herezje - sypialnia w największym pokoju i w dodatku z balkonem, na ścianach lustra w ramach secesyjnych, a zamiast łóżka typu wersalka z PRL wielki materac sprężynowy na podłodze. W dodatku w sypialni regaly z książkami i biurko z komputerem. W przedpokoju brak szafki na buty, a w kuchni półki na słoiki i puszki z dobrem wszelakim, a gary pod pólkami, bo ładne, malowane, kolorowe.
No to wszystko doprowadzało do apopleksji szerokie grono rodzinne. Ale najgorszym grzechem był brak łóżka i ta sofka zamiast przykładnej kanapy w komplecie z dwoma fotelami. Za to mieliśmy jaśniutki salon i nam się baaaaaaaaaardzo podobało...
Wykładzina nie została wysmarowana (podobnie jak sofa i białe ściany) przez prawiedwulatka i jakoś tak wyszło, że nasze herezje zaczęły być nawet do przyjęcia przez nestorów rodzin. No tak, ale pod koniec roku zaczęly mnie nachodzić myśli, że gdyby salon do sypialni dać, a sypialnię do salonu, to też źle by nie bylo. A i plusy nawet, bo prawiedwulatek może szybciej zacząłby spać w nocy u siebie, bo byłoby bliżej, a i my mielibyśmy sypialnię na wschód, a wedlug feng shui tak być powinno itd, itp. No i męczyłam mężusia, a on na to, że kocha nasz salon i naszą sypialnię i nie da się przekonać. No i nie dawał się przekonać. Do czasu przyjścia Agaty w zeszły czwartek. Agata spojrzała na mój projekt swoim magicznym okiem, pomachała wahadłem i stwierdziła, że będzie lepsza energia i karma i coś jeszcze. Mężuś jeszcze trochę obstawiał przy swoim, bo jak kocha to kocha, ale placz przez dwie noce prawiedwulatka jednak go przekonał, że może eneria się polepszy i w sobotę zrobiliśmy przeprowadzkę. Jest dobrze, ale inaczej. Dobrze jest, a będzie jeszcze lepiej, tylko musimy kupić komodę, regał na książki, witrynę i jedno lustro. Mężusiowi też się podoba, a na zakupy kiwa tylko głową (potakująco). Za to śpimy wszyscy troje jak niemowlęta!
A rodzina? Znowu zareagowali nie tak jak chcieliśmy. No bo salon ładny był, no bo meble trzeba dokupić, no bo sypialnia przechodnia teraz, no bo..., no bo... Ale nie po bożemu to dopiero będzie jak ustawimy wszystko według planu ;)
No tak... A wszystko przez Agatę... No i koszta też przez nią, bo muszę obrazy dokupić. I tym sposobem kolejny dzień siedzę i przeglądam aukcje z Klimtem i Muchą.
    No ale zmiany musiały zajść w tym roku, bo od dzisiaj prawiedwulatek nie jest już prawiedwulatkiem, tylko jak najbardziej dwulatkiem! Oj, oj, oj... Wieczorkiem przybiegną najszczęśliwi dziadkowie i zobaczą ogrom zmian w naszym światku mieszkalnym. Oj... oj... oj... lekko chyba nie będzie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz