niedziela, 28 stycznia 2007

wibracje w murach zamknięte

    Fotel wprowadził jednak wielkie zamieszanie w nasze życie... Zupełnie jakbyśmy wnosząc go do domu wzięli jego całe dobrodziejstwo inwentarza wymagań, upodobań, potrzeb. Jak tu było dotąd spokojnie i przejrzyście!... Sypialnia w tonacji klon, jasny popiel, seledyn, biel, natomiast salon brudny róż, amarant i czerń. Pokoju dwulatka nie liczę, bo tam cała paleta się znajdzie.
Fotel z racji swej dumnej zieleni wstawiłam do sypialni, ale monstrualnie wyglądał i zaczął mnie irytować. Natomiast na noc wstawiliśmy go do salonu, co by przy piecu wysechł, a my żebyśmy przez noc nie musieli wdychać zapachu, który oscylował w tonacji kociostarobrudnej. No i okazało się nazajutrz, że on tam lepiej wygląda, wydaje się mniejszy i w dodatku doskonale łamie kolor amarantu. Mniejszy i bardziej współczesny fotel wylądowal przy piecu a na jego miejscu w kąt pod stylową lampę i przy amarantowej zasłonie stanęło owo cudo malinowe. No a potem przyjechały zamówione jakiś czas temu komody i swoim kolorem gruszy ożywily doskonale sypialnię, a calość uzupełnił poprzednik cuda, któremu nie daliśmy osiąść przy piecu i spelniać funkcji odpoczynkowo - czytelniczych.
No tak... Jest dobrze, ale znacznie bardziej meblowo. Klimt w sypialni pasuje jak ulał, ale sloneczniki powędrują do salonu, jak tylko kupimy od Agaty magicznej akt kobiety...
Oj zmieniła się wizja tego mieszkania, zmieniła. Było stylowo i secesyjnie, a teraz jest jeszcze bardziej stylowo, a secesyjnych dodatków w salonie malo, oj mało, za mało. Wszystkie zmalały jakby i są mniej rzucające się w oczy.
Mężuś boi się panicznie mojego pomysłu z szafą gdańską, a najszczęśliwsza wczoraj przyniosla nam reklamę ze stylowymi witrynami. Biedny pewnie nie wie, która ma lepszą myśl ;) Póki co leży na sofce i rozkoszuje się myślą, że poniedziałek i wtorek spędzi w domku z nami na urlopie.
    Muszę przyznać, że uwielbiam to nasze mieszkanie i bardzo dobrze się bawię urządzaniem go, przestawianiem mebli, dobieraniem dodatków. A najmilsze jest dla mnie znalezienie jakiegoś cudeńka. Wyłuskanie go ze sterty nikomu już niepotrzebnych staroci i dostosowanie go do naszych potrzeb. Odnowienie i posiadanie czegoś wspanialego - ładnego, ale posiadającego jakąś przeszłość. Jest to dla mnie jakby oswajanie murów i wzajemnie dostosowywanie siebie do nich, ale i ich do mnie, jak również uwypuklanie ich dobrych stron, zalet. Lubię otaczć się przedmiotami, które nie są skomercjalizowaną mieszanką braku stylu i wygody zrobioną z czegoś co drewnem na pewno nie jest, ani żadnym materiałem wykończeniowym, który zapisze w sobie ducha miejsca, w którym się znajdujemy. No i przede wszystkim jest to dla mnie kompromis z całą historią murów i przedmiotów oraz poprzednich pokoleń mieszkających w nich, które zostawiły tutaj swoje historie.
A mieszkając w starych budynkach czasem czuje się silne emocje poprzedników i odbiera wibacje w murach zamknięte... Może fotel musial do nas trafić i swoim cielskiem pozwolił nam zobaczyć mieszkanie innymi oczyma? Wydaje mi się, że na świecie jest cały ogrom magii, tylko nie zawsze potrafimy ją dostrzec. No i oczywiście mówiąc magia, mam na myśli cały jej aspekt ze wszystkimi jej cechami i skutkami...
No tak, a co dziwne, jeszcze nikt na naszym magicznym cudzie malinowym nie usiadł, ale każdy go podziwia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz