piątek, 20 kwietnia 2007

Agaty magicznej opętanie

Wybraliśmy się dzisiaj z dwulatkiem do ciotki Agaty. Wybraliśmy się, tzn. ja się wybrałam i dziecko ze sobą wzięłam. A jakoś tak ochoty zbytnio nie miałam i wszystko szło na nie. Ale wreszcie ulokowaliśmy się w autobusie i z naszego centrum pojechaliśmy na odległe peryferie. Nawet autobusy robiły mi na złość. Niby to w powiatowym są już niskopodłogowe, a tu jeden za drugim rumpel ze schodami wysokimi i poręczą pośrodku. Jak się już wsiądzie do takiego z wózkiem, a w wózku dziecko, a pod wózkiem nocnik i reszta niezbędników, to ucho igielne staje się niby pikuś! Ale dotarliśmy. Dwulatek zaraz po całusach poczuł się jak u siebie i z szafek paluszki i inne dobra ciotce wyciągać zaczął, ja zażyczyłam sobie kawy kubeł i egoistycznie zdałam relację z całego tygodnia. No i jak już Agata zauważyła, że się wyczerpałam werbalnie, załatwiła mnie jednym ciosem. Oświadczyła, że jest opętana i załamana a w dodatku ma padaczkę. Dobrze, że akurat kawę piłam, to się kubłem zasłoniłam. No opętana to ona była zawsze, ale żeby tak od razu swojego prywatnego diabła posiadać, to przesada i rozpusta. No i jaka znowu padaczka? Niedawno cukrzyca była i coś przedtem też ciekawego. No i załamała siebie i wszystkie swoje klientki jednym ciosem - schowała karty Tarota głęboko i boi się wyjąć. Kobiety żądne informacji dotyczących wszystkiego dzwonią i pytają, a ona siedzi cicho i stara się telefonów nie odbierać. Powiedziałam, że diabła ma i niech się z nim zaprzyjaźni, a karty niech wyciąga i wróży, bo i diabła zagłodzi.
Ha! nawet ta padaczka jej nie obeszła. Ano... Wszak diabeł bardziej atrakcyjny...
Kawy się opiłam i do domu czmychnęlam. Niech no się ten mój prywatny nieodkryty nie rozkokosi rozmawiając z tym jej rozszyfrowanym. W autobusie (niskopodłogowym) dwulatek usnął i nie zdołalam go na wertepach obudzić. No i ucho igielne przypomniałam sobie znowu taszcząc wózek z osprzętem i bezwladnością czternastokilową na trzecie piętro...
Diabelskie sprawki jakieś widać za mną dzisiaj chodzą. A raczej przede mną...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz