wtorek, 24 kwietnia 2007

żal hedonistyczny

    Tak się zastanawiam, jak trudno jest zapomnieć... Jak bardzo czasem nie możemy mimo trudu ogromnego zepchnąć coś, kogoś w sferę nieistnienia. Pamięć płata nam figle w najróżniejszych momentach naszego życia. Niby to takie psotne, a może jednak wie najlepiej, kiedy i co pamiętać powinniśmy? Może jednak taka złośliwa to ona nie jest i blisko intuicji mieszka, z nią się brata i jej słucha? Być może wie wszystko pierwsza, co się zdaży i co kiedy odkurzyć powinniśmy? Zawsze wyznawałam maksymę, że lepiej jest zrobić COś i najwyżej potem tego żałować, niż nie zrobić nic i żałować podwójnie - że się nie zrobiło i że nawet nie wiem czego mam żałować. No tak... Tak więc wiodłam swój mniej lub bardziej hedinistyczny :) tryb życia. Potem kilku rzeczy żałowalam... Ale zawsze maksyma się sprawdzała. Zawsze... ale jak od każdej reguły, od tej także, jest wyjątek. Wyjątek, który gnębi mnie i nie mogę sobie z nim poradzić. Przeszłam już chyba wszystkie etapy złości -  na siebie, na wyjątek, na maksymę, na siebie, na świat, na okoliczności, na siebie. Potem udało mi się sprawę zepchnąć w niepamięć. A potem udało mi się zapomnieć całkiem. A potem wróciło wszystko ze zdwojoną siłą. No i znowu jest i gnębi i spokoju nie daje. Ten wyjątek... I żeby to jeszcze chociaż niemiłe było... Myślę i wspominam i pamiętam coraz bardziej i coraz więcej szczegółów powraca. Wszystko jest realniejsze niż wtedy, gdy się działo. Wbrew sobie staram się zapomnieć. Wbrew sobie wracam znowu... Może tak naprawdę nie chcę tego? Może tak naprawdę...? Hm... Pamięć to dziwna przypadłość, którą mamy wszyscy. Jedni mają jej mniej, drudzy więcej. Ja mam jej widać bardzo dużo. I widzę, że zaczyna mnie szantażować. Niesłychanie miły jednak jest ten szantaż... Uff... kolory, zapachy, smaki, pogoda - wszystko jak na dłoni w moich myślach wraca i staje przede mną. Chcę cudu niepamięci, ale pamięć mile mnie łaskocze i odejść nie chce. A do tego żal. Żal dziwny i daleki od hedonizmu. A może właśnie w pełni takiż? Żal, że zrobiłam. Żal, że wiem czego żałuję. Żal, że było. Żal, że nie ma już. Żal, że żałować mi nie wolno. Żal, że chcę tego żalu. Jeden malutki wyjątek, a tak myśli gnębi. Jeden malutki wyjątek... Krótni, niby nic nieznaczący punkcik na moim życiu, a tak bardzo odejść nie chce i wraca wciąż i wciąż od nowa. Zupełnie jakby jeszcze COś się zdażyć miało. Niby nic. Niby już nie istnieje. Niby wszystko dawno było i niby jest już nieprawdą. A jednak. A jednak istnieje i męczy mile. Oj bardzo, bardzo mile... Niby niechętnie, a dane w wyszukiwarkę wpisuję i stare kalendarze przeglądam. Niby ot tak, bez znaczenia, bez sensu. Niby nie chcę. Niby to już było. Niby chcę zapomnieć. Dlaczego? Niby to tylko chemia była. Chemia zapachów i smaków. Chemia kolorów i lata w pełni. Niby... Czekam zatem nadal i nadal tłumaczę sobie, że chcę zapomnieć. Chcę jednak zachować to wszystko gdzieś w sobie, bo szkoda takiej chemii i tych smaków, zapachów lata dojrzałego...
Pamięć figle mi plata i bawi się moimi wspomnieniami, które żal wywołują. A ja ten żal widać lubię i łaskotać się myślom daję, i poddaję wspomnieniom i czekam. Może jeszcze czegoś żalować mi przyjdzie?...
(z 22 kwietnia br.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz