wtorek, 28 sierpnia 2007

chemia...

    Kocham dotyk ciała własnego. I dotyk na nim składany. I to czucie pod dłonią skóry i jej tkanki gładkiej. Bez masażu nie umiałabym żyć, a mięśnie moje byłyby pozbawione chęci do funkcjonowania... Pozornie pobudzałaby je chyba jedynie kofeina.
Dlatego tak uwielbiam ranny prysznic zimny i to wcieranie w siebie cząsteczek, które do ludzi nastrajają pozytywnie, a problemy usuwają z myśli. I ten zapach fitoferomonów, które tylko pozornie nie pachną, a jednak tworzą na skórze grubą warstwę chemii uczuć...
I ten zapach owoców egzotycznych...
Jak miło zacząć dzień!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz