środa, 1 sierpnia 2007

losowa terapia wstrząsowa

    Ponoć nigdy nie jest aż tak źle, żeby gorzej być nie mogło. Niby tak. W moim przypadku się to sprawdza. Zawsze. Ilekroć pozwolę sobie na chwilę słabości, zawsze coś się dzieje. A potem jest splot tylu okoliczności, że w pędzie, na schodach włosy podpinam... No i nie mam czasu myśleć o sobie. Taka losowa terapia wstrząsowa.
Jak mi się w poniedziałek na smuteczki zebrało, to wczoraj oberwałam :) Siedzę wieczorkiem i rany emocjonalne wylizuję, a tu dzwoni najszczęśliwsza i informuje mnie tonem zalotnym, że... jest w szpitalu. No w szpitalu to ona czasem gości, ale w celach innych niż przypuszczać można, więc dziwne dla mnie to nie było. Jednak ton taki prześmiewczy i zalotny i nieco wzburzony. A rodzicielka mi na to, że nie dość, że jest w szpitalu, to na izbie przyjęć sobie siedzi. Myślę, ładnie...  kogo dopadło (oby nie babcię-prabacię)... A najszczęśliwsza wywód kontynuuje i mówi mi, ze siedzi i czeka aż gips wyschnie. Gips? Jaki gips?... No i załapałam... A jak załapałam, to dwulatka w ubranka ciepłe wbiłam, w wózek wsadzilam, pod wózek mężusiowe buty i woreczki i dalej do szpitala po najszczęśliwszą! A serce w okolicy gardła mi się umiejscowiło. Wchodzę, a tam najszczęśliwsza rozchachana, jakby jej i znieczulenie dali i rumiana, że hohohoo i taki śliczny bucik gipsowy na krzesełku trzyma. Taki od stopy (cała stopa w nim rownież) po kolano. Dwulatek się zdziwił ogromnie - takiej baby Ani jeszcze nie widział, ja zdębiałam i dawaj po mężusia dzwonić, że teściowa jego psikusa nielada zrobiła i sama rady nie dam. Dobrze, że pora na tyle poźna była, że mężuś w drodze do domu był już, bo nie wiem, czy wózek dwulatka tonaż baby i gipsu i dziecka by wytrzymał :)
No i tak sobie wieczorem z najszczęśliwszą poobcowaliśmy...

PS. Miałam dzisiaj z dwulatkiem na wczasy w ostępy leśne wyruszyć. Nawet spakowani byliśmy... Wyjazd odłożony może do jutra, może do piątku...
A ja obiecuję - więcej marudzić nie będę! Będę już grzeczna i świat kochać będę i wszystkich i ani mru mru, jak mnie coś źle najdzie...
No i niech mi ktoś powie, jak się dobę wydłuża... To co najszczęśliwsza zalatwiała przed południem, ja nie jestem w stanie ogarnąć przez dzień cały... Z resztą... czemu ja się dziwię?... Toż ta kobieta do szpitala doszła o własnych siłach ze złamaną nogą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz