środa, 15 sierpnia 2007

zemsta faceta, czyli mężuś zaszalał

     Donoszę uprzejmie, że włosy dzisiaj umyłam po raz pierwszy od obcięcia. I mimo, że dygałam się bardzo i ręce mi drżały, a na szczotkę nie mogłam zbytnio ich naciągnąć... udało się! Szybko, sprawnie, bez wysiłku. Fryzura idealnie potargana. Jest ok!!!
Na obiad idziemy do najszczęśliwszej i rodzica płci męskiej, bo wczoraj właśnie stuknęła im kolejna rocznica ślubu, a jej liczba przyprawia o zawrót głowy, więc podawać jej nie będę...
No i najszczęśliwsza może być spokojna - nikogo nie wystraszę... Chyba...

PS. Mężuś wrócił wczoraj z pracy po zahaczeniu o zakład fryzjerski w drodze do domu. Hm... zakład najwyraźniej jakieś plemię Indian prowadzi... Mężuś bowiem włosów nie ma. Ma jedynie wspomnienie trzy milimetrowe po nich... A na mój potok słów oświadczył figlarnie, że i ja długich nie mam...
Się odgryzł czyli :)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz