piątek, 3 sierpnia 2007

jak męża słomianego wdowieństwa pozbawićjak męża słomianego wdowieństwa pozbawić

    Czasem tak się sklada, że i wyjazd samotny się zaplanuje. Niby to nie samotny, bo z maleństwem, ale bez męża. A jak wiadomo najlepszą dewizą jest tak, która mówi, że ufać można, ale i kontrolować jednocześnie trzeba!
No i tym sposobem gromadząc w ubrania, lekarstwa, książki i kosmetyki, zabezpieczyłam wramach pakowania się i mężowi jego słomiane wdowieństwo.
Tak na wszelki wypadek... Aby mu to slomiane nawet przez myśl nieprzemknęło...

Zadzwoniłam do mamy i teściowej. No bo on taki biedny i tak długo pracuje... I co on jeść będzie?... Aż się martwię tak bardzo... A w łazienceten dawno już planowany remont by się przydał, no bo nas i tak niebędzie, więc wygodnniej...

Codziennie któraś przyjdzie mieszkanie ogarnąć, obiad zrobić i kwiaty podlać, a dziadki już sprzęcior budowlano-remontowy gromadzą.
Nie żebym miała jakieś podejrzenia, ale tak na wszelki wypadek... Maksyma wyżej napisana... Wszak facet to gatunek... inny. A mąż już inny szczególnie :)
Czasem trzeba go pomęczyć, podręczyć, zagospodarować czas tak, aby z rozżewnieniem czekał na żonki powrót i normalny rytm dnia.
No bo takie rozleniwienie w domowych pieleszach skutki katastrofalne przynieść może :)

Jeszcze tylko tak na wszelki wypadek i sąsiadkom słówko o wyjeździe moim mimochodem szepnę :) No tym tam...Tym babinom, co to dnie całe w oknach spędzają... No bo i mieszkanie kilka godzin dziennie samo będzie, a one takie spostrzegawcze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz