czwartek, 1 marca 2007

jak zawsze

    No i wczoraj skończyło się tak jak zawsze... Tzn. najpierw przydługa wizyta, przeciągająca się ze względu na sztuczne przetrzymywanie nas o pół godzinki i kolejne pół i jeszcze, potem marudny dwulatek, który był tak zmęczony, że już ledwo chodził. Wieczór zakończył się nerwówką w domu, bo jeszcze trochę do zrobienia zostało, a dwulatek marudny snuł się i nie chciał spać. Czyli norma. No i normą była nasza wymiana poglądów w związku z tą sytuacja. Czy kiedyś to się zakończy? Dlaczego zawsze ktoś chce przedłużyć coś sztucznie? Dlaczego zawsze ktoś wie coś lepiej? Już tracę cierpliwość i mam serdecznie dość wizyt, spotkań, nalegań. Ja też mam swoje problemy i zmartwienia i samopoczucie i pracę na pełen etat przy dziecku, które z kolei ma swój rozkład dnia i bywa zmęczone, a potem to odbija się na mnie. Ale nikt rano nie przyjdzie mi pomóc, więc teoretycznie rano powinnam być w pełni sił na kolejny dzień... Pełnia sił się wyczerpała dawno temu... Ale dlaczego nie zatrzymać nas jeszcze o godzinkę, w końcu to nic takiego, a ona i tak da sobie radę, bo sobie daje radę od dawna... Uff... Dosyć, dosyć, dosyć!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz