środa, 7 marca 2007

ostatnia pępowina przecięta...

    Chłopaki na spacerku w parku i na placu zabaw, więc mam chwilę wolności... Właśnie rozmawialam z Karoliną i zwerbalizowałam po raz drugi od poniedziałku swój ogromny żal przebijający sie przez ogromne szczęście... Szkoda mi i żal i chce mi się płakać i nie wiem, które z nas - ja czy dwulatek - było bardziej do cycunia przywiązane... Jakoś mnie jest chyba bardziej smutno. A może się mylę? No ważne jednak, że kolejny krok zrobiony i na dobre to nam wyjdzie... Buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu...


    A poza tym, muszę niestety przyznać rację mężusiowi. I aż mnie skręca, że to muszę zrobić. Eh... Jak jakiś czas temu zakładałam bloga dotyczącego interpretacji, mężuś uprzedzal, że czasu na to nie znajdę. Wiedziałam wtedy lepiej. Jednak z perspektywy kilku miesięcy, on wiedzial lepiej... No i co robić? Skopiuję, co tam jest i przeniosę tu, a tam może kiedyś coś jeszcze napiszę? A może zamknąć?

Idę chlupnąć kawkę i zjeść troszkę magnezu w postaci czekolady. Jak nastój mi się zrobi bardziej do strawienia, to napiszę.

Buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz