piątek, 16 marca 2007

siła złego na jednego

    Zmęczona cierpieniem postanowilam odwrócić swoją uwagę od tegoż i zająć się czymś bardziej konstruktywnym niż rozmyślanie na temat swojej niedoli, fizjologii i psyche. No i zajęłam się przygotowaniem do egzaminu. Nawet zadzwoniłam do zakładu metodyki, żeby się umówić na jakiś termin (bo wtedy dostanę tzw. speeda, a ja potrzebuję jednak mieć nad sobą bata i to solidnego), ale niestety nie było dzisiaj mojego egzaminatora i nie mogłam formalności dopełnić.
Siedzę i czytam i próbuję się skupić i nie wiem, czy tekst trudny, wyszłam z wprawy, czy regres aż taki kolosalny u mnie nastąpił. Niby wszystko rozumiem, ale... "Cele kształcenia określamy jako zamierzone właściwości uczniów." Może i tak. Przeczytam wszystko i spróbuję całość rozumem ogarnąć. Hm... wszak to ktoś mądry pisał i nie mnie się z tym sprzeczać, ale brzmi dla mnie to nader intrygująco.
Utłamsiłam drania dwuletniego, bo marudny zaczął być, a mężuś dzisiaj późno, późno wraca. Droga obiecała pomoc i przyjdzie, ale dopiero za godzinkę. A ja odpoczynku pragnę! Niech śpi, a co potem to mnie już nie obchodzi, bo mężuś ma weekend w domku. W dodatku dwulatek stłukł dzisiaj mój ulubiony  dzbanek  gliniany do parzenia herbat wszelakich.  Oj... sila złego na jednego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz