czwartek, 15 marca 2007

zmęczona jędzowaniem jędza na terapii poprawiającej nastrój

    Zaczyna się druga połowa tygodnia, a ja mam wrażenie, że za mną jakiś tydzień będący potworną manipulacją względności czasu. Dopiero trzy dni za mną, a czuję się jakbym była po conajmniej ośmiu dniach intensywnej pracy. A wszystko nie bez kozery. Źle się czuję. Tak! Mam zamiar werbalizować wszystko! We wtorek przyszla Agata i powiedziała, że mam wszystko uzewnętrzniać. Nawet gdyby miało to kogoś obrazić. No co prawda, w tym jestem mistrzem i Agata nie była mi potrzebna do odkrycia tego faktu. Mam werbalizować swoje myśli. O Jezu! Kto to zniesie? Ale bycie jędzą ma swoją dobrą stronę, wszystkie sprawy zalatwiam teraz w mig! Odebrałam dowód, załatwiłam reperację światła na klatce schodowej i w bramie, dzisiaj była wreszcie (od dwóch lat na to czekaliśmy) kontrola instalacji gazowej i elektrycznej. Hm... Tylko dwulatkowi się chyba nie podobam, bo jak tak huczę i burczę, to on płacze i płacze. A jak na mężusia huknęłam, że nie tą poduszkę przyniósł i że nie wie, gdzie co leży i że w ogóle rusza się jak baletnica, to też mało się razem z dwulatkiem nie popłakał. Tzn. jeden już wył i wył, bo był śpiący a ja hucząca, a drugi zestresowany wszystkim, co się wtedy działo. Na nich huczenie nie działa widać pozytywnie. No i będę wobec tego kobietą o dwóch twarzach. Właśnie stawiałam sobie tarota. No bo nie wiem, jak te moje sprawy zawodowe się potoczą i czy starać się o powrót do szkoly, czy jeszcze własne dziecko poedukować. A nauczanie śni mi się już po nocach. Dzisiaj też całą noc próbowałam wbić do głowy całej klasie, że Słowacki wielkim poetą był. No i tarot mówi, żeby zamknąć jeden rozdział, a zacząć drugi i to będzie wielki sukces. O Boże! Może ja mam wrócić do szkoly jako jędzowata jędza? To było by całkiem niezłe.
No tak: mam wszystko werbalizować, uzewnętrzniać swoje emocje, nie robić niczego, czego mi się nie chce. To jest recepta Agaty magicznej na moje złe samopoczucie. W dodatku jestem cała pomazana runami. Muszę wyglądać bosko! A jakże miło jest zapewne w moim towarzystwie! Hm... Po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że pozałatwiam wszystkie swoje sprawy w tym tygodniu i od przyszłego przestaję leczyć swojego ducha. Bo chłopaków zagłodzę, a w dodatku nikt się do mnie nie będzie odzywał. Chociaż taka kuracja na poprawę własnego nastroju ma wiele dobrych stron: czuję się dużo silniejsza i wszystko zalatwiająca, a otoczenie doceni jaka to jestem miła i super, jak już kurację zakończę. Ale największą zaletą jest fakt, że wszystko mogę zrzucić na hormony. I po kłopocie... Czasem nawet miło tak sobie pojędzować... Tylko takie jędzowanie jest jednak strasznie wyczerpujące... Oj... Czuję się jak bardzo zmęczona jędzowaniem jędza... A to dopiero trzeci dzień tego jędzowania. Kiedyś z Agatą nie-magiczną dyskutowałyśmy na temat obrazu wiedźmy i księżniczki jako archetypu kobiety w mózgownicy faceta. Dyskusja żadna. Mamy takie samo zdanie. Jedynie mogłyśmy się bardziej ekscytować nowymi spostrzeżeniami. Otoż: panowie boją się wiedźmy, a szukają księżniczki. Dlaczego? Bo wiedźma wcale nie jest brzydka i stara i garbata i z kurzajką na nosie. Jest piękna i mądra i mądra i piękana i silna bardzo bardzo. A księżniczka? Leży sobie taka lebiodka i jest zdana na tego księcia z bajki co to może ja obudzi albo z wieży wyciągnie. No i stwierdzilyśmy, że zdecydowanie wiedźmy są nam bliższe. Ale męzusiowie niech myślą, że księżniczki znaleźli. Pojędzuję zatem jawnie jeszcze troszkę i wracam do szklanego łożeczka rozkazywać! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz