sobota, 24 marca 2007

najszczęśliwsza w natarciu

    Najszczęśliwsza wparowała do nas przed południem z pączkami. Całym mnóstwem pączków... Uff... I cała w skowronkach, bo dokonała super zakupu - skórkowe sandałki na maleńkim obcasiku. Przesłodkie. W dodatku w kolorze khaki. Jak kupię teraz buty w takim samym kolorze, to powiedzą, że nam odbiło. Tak więc znowu matka własna rodzona wyprzedziła mnie o krok i pozostawila mi smutny kolor black. No tak... A potem gada i gada i gada, że powinnam przełamywać kolory, które noszę. Ej... No tak... Pączki za to pychotka. Tak się jakoś nie zastanowiłam, czemu najszczęśliwsza w takich skowronkach i taki zakup poczyniła. Ale jak zaczęła mówić, że nabyla również płyn do mycia okien, wpadłam w popłoch. Toż to ewidentny znak, że wiosna wielkimi krokami nadchodzi i zbliżają się święta. Sama nie wiem, co gorsze - sprzątanie wiosenne, czy przedświąteczne w asyście i pod czujnym nadzorem najszczęśliwszej. A teraz obie wersje się kumulują - horror istny. Przecież niedawno było szaleństwo mycia okien... Popatrzyła krytycznie na wszystko, co się dało i pewnie rentgenem prześwietlila każdy pyłek. Ta kobieta mnie przeraża. Podczas porządków każdą bakterię dojrzy, a ja mam wrażenie, że porządku utrzymać nie mogę i zarazstamy w brudzie, podczas gdy tu wszystko lśni i blyszczy i pachnie. No to ładnie się przyszły tydzień zapowiada... Nie ma co. A nawet nie załapałam wczoraj nieskrywanej radości najszcześliwszej, że już rehabilitację zakończyła i uwag rodzica mojego płci męskiej, że do świąt będzie musiał dlużej w pracy zostawać. Chyba się starzeję i refleks tracę. Spróbowałam pożalić się dzisiaj dwa razy, że zatoki mnie bolą i ciągną i głowę mi rozsadza, ale najszczęśliwsza zignorowała wszystkie moje słowa, dodając, że składa się wszystko korzystnie, bo i dzień dłuższy będzie i ponoć ładną pogodę zapowiadają. No i co robić? Poddać się trzeba. Już widzę siebie na parapetach ze ścierą w ręku. Oj, oj, oj... Znowu przez ten tajfun trzeba przejść... A miało być tak pięknie. W zeszłym tygodniu postanowiłam, że te dwadzieścia milionów wygramy. Miałam sobie uzupełnić bibliotekę własną i zrobić swój osobisty kącik gabinetowo - biblioteczny w naszym nowym i super dużym domu z ogromnym ogrodem i zająć się czytelnictwem, bo do dwulatka przychodziłaby opiekunka. No i miałby kto myć okna, bo wtedy może by i nawet najszcześliwsza stwierdziła, że na jej możliwości tychże jest zbyt wiele... Ale jak to się mówi... wiatr mi w oczy, a najszczęśliwsza w natarciu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz