sobota, 2 czerwca 2007

książeczki o zwierzątkach a wegetarianizm

    Nigdy nie przepadałam za mięsem. Zawsze czułam do niego większy lub mniejszy wstręt. Był nawet okres, dość długi w moim życiu, gdy nie jadłam go wcale. Z przyczyn... że tak powiem świadomości... Potem jednak znowu jako przedstawicielka grupy krwi Rh 0, czyli typowy i najstarszy mięsożerca, wzorując się na jaskiniowych przodkach, dopadłam ponownie do mięcha. A potem przyszla ciąża i laktacja. Wtedy się je wszystko ;) I jak leci i w ilościach czasem normę i przyzwoitość przekraczających. Ale zawsze unikałam czerwonego i żywiłam się jedynie drobiem.
A teraz znowu czuję dziwny wstręt. Nawet nie brak apetytu, czy ochoty. Zwykly wstręt.
Skąd on się wziął?... Z literatury dla maluchów! Codziennie oglądam z dwulatkiem książeczki. W książeczkach dla dzieci jest mnóstwo zwierzątek. Tu uśmiechnięta świnka, tu krówka tuląca cielaka. Tam owieczka, czy sarenka.
Ostatnio dwulatek dostał książeczkę o "koligacjach rodzinnych" u zwierząt, np. krowa, byk, cielę. No i tak mi pokazuje mój dwuletni synek zwierzątka i nazywa - krówka mama, krówka tata, cielaczek dzidzia.
Mnie przełyk się zawęża i odpowiadam, że tak, tak syneczku, mama, tata, dzidziuś...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz