piątek, 8 czerwca 2007

noc w malwy malowana, noc długa, nieprzespana...

    Wczoraj przypomnieliśmy sobie nasze noce ciepłe, pachnące, roziskrzone. Takie z rozmową bez słów. Nie pamiętam już nawet, kiedy ostatnio szliśmy w letnią noc.Tak przed siebie, bez celu.
Było przyjemnie. Bardzo przyjemnie. Zapachy, światła, cienie i półcienie, odgłosy zabaw w ogródkach. Nawet nie myślałam, że tak bardzo mi tego brakuje... Do tej pory jakoś nie brakowało...  A tu mężuś niespodzianie zafundował mi odprężenie po poprzednich, również nieprzespanych nocach. Tyle, że ta nie przyniosła o świcie zmęczenia. Ta była moja. Goraca, pachnąca, z księżycem i zapachem miasta, skwerów, parku i fontanny w tle. Ta dała odpoczynek i wiarę w nasze możliwości.
Przypomniała mi, że kiedyś potrafiliśmy nie spać długo i wchłaniać w siebie noce. Te na wakacjach i te codzienne. Takie noce ze świtu powitaniem. Po których piję rano miętę i wdycham słodki, duszny zapach moich róż balkonowych. Po których nie sięgam po kawę. Które przynosza refleksję i nadzieję, gdy rano w zamyśleniu biorę kota na kolana i wiem, jaka jestem szczęśliwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz