sobota, 16 czerwca 2007

selekcja naturalna, czyli szpitalny realizm

    Jestem po kilku godzinach spędzonych z moją cioteczną babcią w szpitalu. Od dwóch tygodni próbujemy pomóc chorej kobiecie, ale lekarze bąkają tylko coś o wieku i pomocy udzielić nie chcą. No i tak bawimy się w kotka i myszkę... My intruzi wzywamy pogotowie do osoby tracącej przytomność, lekarz z pogotowia (nie dbający o wydatki na służbę publiczną) zabiera na sygnale do szpitala, a tam kładą kłopot na oddziale ratunkowym i w nocy wypisują do domu. Ostatnio to nawet sanitariuwsze w nocy byli pijani, więc i trochę więcej rozrywki było niż zwykle. Trochę ją poobijali, bo po co pasy w karetce, a jechać mozna szybko, bo karetka. Tylko potem tak jakoś trudno panom wytłumaczyć było, że na flaszkę pieniędzy nie dostaną. Hm... trochę dziwne - wszak mało zarabiają, a proszą o datek nie na jedzenie, lecz na napój procentowy...
Dzisiaj za to nachalność nasza granic nie znała. Pogotowie wezwane do domu (no chamy z nas jedne) i pani doktor przymuszona do zbadania pacjentki odwodnionej, (bo od dwóch dni wody ani jedzenia nie przyjmowała, bo nie było jej jak dać poza kilkoma łyżeczkami), a w dodatku nieprzytomnej - no sama nie wiem, jak śmiała przytomność stracić. Ale moi drodzy... moja matka, czyli najszczęśliwsza to już absolutny okaz braku współczucia dla służby zdrowia, nakrzyczała na lekarkę, do ściany przyparła i sądem zagroziła. Problemy były i z sanitariuszem oraz kierowcą, ponieważ klatka schodowa zbyt wąska dla nich, a pacjentka zbyt ciężka. Zażądali dwóch chłopa do pomocy. Powiedzialam uprzejmie, że teraz to dziadek o dwóch kulach może im pomóc, albo niech siądą i poczekają - jeden z Warszawy może siostrzeniec dojechać, a drugi z okolic o stopniu oddalenia niemniejszym. Miła byłam na mój gust, a oni coś tam bąkali o tym, że są nieszanowani. Chociaż w sumie to każdy by się wkurzył z ekipy pogotowia ratunkowego - przecież oni do noszenia chorych nie są zatrudniani, ale do wyglądania ładnie w karetce.
Następnie zaczęliśmy okupować szpitalny Oddzial Ratunkowy, gdzie drażliwą chorą położono, która nijak przytomności odzyskać nie chciała. Po wyniki trzeba było ścieżkę do laboratiorium wydeptać, a lekarzy grzecznie pod rękę z odziałów sprowadzać. Dziwi mnie tylko, dlaczego w nazwie jest wyraz "ratunkowy". Chociaż, chociaż... wszak ratowaliśmy ciotkę... A że sami - co za różnica? A ile certyfikatów jakości na ścianach! Hohoho aż w zachwyt wpaść można!
Mieliśmy strach w oczach, gdy żrenice przestały na światło reagować, a ciało dziwnie białe zaczęło się robić, ale lekarze jakoś tak przecież intuicyjnie wiedzieli, że dobrze będzie i nic robić nie trzeba. No i rację mieli - znowu ratowaliśmy jak potrafiliśmy i ściągaliśmy kogo mogliśmy. Wywalczyliśmy wreszcie miejsce na oddziale i intruza położyliśmy na internie. Była jeszcze jakaś tam wymiana zdań z pielęgniarką. Ale nie ma się co dziwić, one też kiepsko opłacane, więc na dzień dobry musiała nas o tym poinformować. No i nawet koperty dać nie można - jeszcze się lekarz prowokacji przestraszy... A zły, bo nawet nie próbowaliśmy prowokować...

    Tak sobie teraz siedzę i myślę - my naprawdę wszyscy jesteśmy beznadziejni... Lekarze strajkują, a ludzie śmieją chorować i przytomność tracić. Przysięgę Hipokratesa składali wszak kiedyś, ale nikt im nie powiedział, że to na serio brać muszą. W sumie to ja ich nawet rozumiem... Jak tak cała rodzina wparuje i czegos żąda, to pacjenta leczyć muszą i nie mogą spokojnie po kilku godzinach aktu zgonu wypisać. Eh... jacy my niewdzięczni jesteśmy... A tu przecież weekend i oni też odpoczynku pragną. Coś tam nawet bąkali, że w tym wieku to czynności życiowe słabną, że rodzinne pielesze czasem lepiej działają, że w tym wieku to już selekcja naturalna powinna brać górę... A my jak grochem o ścianem by rzucali. Nic do nas nie docierało i namolnie do tych lekarzy łaziliśmy. No i jeszcze jak na złość ciotka przytomność odzyskiwać zaczęła... A wtedy to już mus ratować! No i się wykaraskała! No a to cios dosłownie poniżej pasa...
Leży na oddziale i nadal z oka nie spuszczamy. Na zmiany będziemy - ciocia, najszczęśliwsza i ja. Głupie baby z nas. Ale jakoś tak namolne zostać wolimy... (żeby jednak ta selekcja naturalna jeszcze nie tym razem nastąpiła)...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz