czwartek, 3 maja 2007

być Alutką K.

    Kiedyś, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, chciałam być po prostu kobietą - w pełnym tego słowa znaczeniu, chociaż sama dobrze go prawdopodobnie jeszcze nie rozumiałam. Wyciągałam mamy szpilki i nosiłam je z ogromną radością. Nieważne, że buty były o jakieś osiem numerów za duże - leżały jak ulał i byłam zachwycona. Wyciągałam zawsze szminki i malowałam się zapamiętale. Potem nakładałam kapelusz, apaszkę i byłam kobietą. Stałam przed lustrem i marzyłam, że kiedyś będę nosić wysokie obcasy, malować się krwistą czerwienią i nosić kapelusze z ogromnym rondem, przypinać kwiaty i zawsze obowiązkowo będę miała na sobie jakiś szal - długi, powłóczysty, lśniący i przezroczysty.
Tak sobie wyobrażałam kobietę.
Taką chciałam być.
    Potem, dużo potem chciałam być jak George Sand. Potem jak Simone de Beauvoir. Potem chciałam być taką George i Simone jednocześnie. Potem natomiast chciałam pisać sobie coś w stylu "Siłą rzeczy", ale być ładniejszą i bardziej drapieżną niż Simone. Potem chciałam być jak Merlin Monroe. Potem Brigitte Bardot. A potem jak Sophia Loren. Jak już sobie uksztaltowałam w myślach wizerunek kobiety, zaczęłam znowu wracać do temperamentu i intelektu. A potem chciałam być taką SophiaBrigitteMerlin tylko bardziej fatalną. Taką bardzo, bardzo piękną, bardzo, bardzo inteligentną, bardzo, bardzo mądrą i ociekającą kobiecością.
Potem taka się stałam... Chyba. I było mi dobrze. I światy mogłam zdobywać. I wszystko stało przede mną otworem. A potem fatalizm zaczął się przytępiać i doszła łagodność ogromna i wrażliwość przesadna.
A teraz jestem sobą.
Często noszę spodnie. Czasem zakładam bladoróżową sukienkę zwiewną. Czasem jestem cała na czarno, czasem w delikatnych barwach. Czasem noszę kapelusz, a czasem beret. Czasem piszę wiersze, a czasem bloga. Ale zawsze mam obcasy wysokie, umalowane oczy i usta oraz swoje ulubione perfumy... Znalazłam swoją kwintesencję kobiecości. I jest mi z tym dobrze. Tarot o radę pytam, z duchami rozmawiam i Energię znajduję. Piszę piórem i piję wytrawne, czerwone... Lubię miętę i herbatę zieloną. Podobno doświadczenie życiowe posiadłam i mądrość kobiecą... Coż... Może i tak.
    Jednak ostatnio po głowie plącze mi się myśl dziwna. Swoją kobiecość chciałabym znowu zmienić... Tym razem chciałabym sobie rozumu ująć i intuicję zatracić i stać się taką Alutką. Alutką K. - gdyby ktoś miał wątpiwości, o którąż to chodzi. Mentalnie oczywiście.
O ile łatwiej ma taka kobietka! Frywolna, infantylna i naiwna jak dziecko. O ile łatwiej jest tego bagażu myśli i zdażeń ze sobą nie dźwigać? O ile łatwiej nie myśleć, nie widzieć, nie słyszeć, tego, co nie jest dobre, ładne i kolorowe? Być kobietką śmieszną i głupiutką...
Hm... pomyślę jeszcze o tym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz