środa, 16 maja 2007

komunii czar

No i znowu coś z mojego podwórka...
    W niedzielę w naszym kościele były komunie. Jakoś tak się składa, że w tym roku niewiele dzieci z sąsiedztwa przystępowało do niej. Właściwie to tylko jeden chłopczyk z tej części ulicy. Nawet nie wiedziałabym, ale trudno było sprawy nie zauważyć. A raczej nie usłyszeć. Zaraz po powrocie do domu zaczęła się u nich impreza. Tak, tak... Nie jakieś tam przyjęcie - impreza! Usiasiusia, okrzyki i muzyka, że tak powiem rubaszna. No co, może ktoś twierdzi, że majteczki w kropeczki do przyjęcia komunijnego nie pasują? Pasują! Podobnie jak wiele tego typu przebojów. Rodzina cieszyła się z imprezy ogromnie. Muzyka została wlączona tak głośno, że przy zamkniętych oknach można było z hałasu oszaleć, a dodatkowego klimatu dodawali goście stojący przed kamienicą i rechoczący. Rechoczący, ponieważ alkohol został na powietrze wyniesiony i trzeba się było głupotą przed wszystkimi pochwalić. Aż mnie ściskało na całą scenerię! Ale niejedno już w życiu widziałam i każdy robi według swego, więc i od komentarzy się powstrzymywałam. No i po jakimś czasie muzyka umilkała, a biesiadnicy się rozbiegli. Dał się za to słyszeć dźwięk karetki pogotowia i straży pożarnej. Obok nas zjechały się samochody ratunkowe i policyjne. Między wszystkimi biegał ksiądz... z Panem Bogiem. Widok straszny.
Impreza ucichła, ale jaka była tego przyczyna, dowiedzialam się dzisiaj od sąsiadki. Otoż... chłopczyk, którego bliscy ucztowali, postanowił z resztą dzieci puszczonych spod kurateli rodziców poszaleć. No i to szaleństwo doprowadziło do tego, że wbiegł prosto pod koła rozpędzonego samochodu. Kierowca nawet nie wiedział kogo lub co uderzył i na wszelki wypadek postanowił jechać dalej...
Efekt? Dziecko było poturbowane do granic możliwości. Do obrażeń ogólnych doszły oparzenia twarzy i klatki piersiowej oraz mocno zbite i zdarte głowa oraz plecy. Lekarze z pogotwia długo chłopca ponoć reanimowali na miejscu, bo bali się go ruszyć...

    Chłopczyk żyje. Udało się. Tym razem się udało! Dzięki temu, że ktoś zareagował na kierowcę (którego pozostawię bez komentarza, bo byłby zbyt dlugi i zbyt naszpikowany inwektywami). Dzięki temu, że obok mamy szpital. Dzięki temu, że to dziecko widocznie jeszcze ma coś na świecie do zrobienia.

    Nie chcę tutaj pisać o sprawie rodziców, ich opóźnionych reakcjach i organizowaniu takich imprez. Chcę tylko powiedzieć, że jest to święto dziecka i jemu powinno być poświęcone. Gdyby dziecko było w centrum zainteresowania, nie szukałoby emocji gdzie indziej...
    My już dawno wykruszyliśmy się z grona rozrywkowych znajomych, którzy z resztą do dzisiaj nie mogą nam wybaczyć braku zakrapianych imprez. No i pamiętam miny rodziny poinformowanej, że na chrzcie dwulatka alkohol nie będzie obecny... Mentalność jest przerażająca. Ale i brak rozumu zadziwiający.
Biedne dziecko. Datę swojej komunii zapamięta do końca życia. Aby i w głowie jego rodziny wyryla się wyraźnie i zawsze przypominała...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz