środa, 2 maja 2007

korale, róża i paluszki krabowe

    Jak to czasem kobiecie niewiele do szczęścia potrzeba. Czasem nawet zastępniki wystarczą... A to się przecież nie często zdaża.. Niby mam coś zaplanowane i upatrzone i musi być wszystko pod linijkę i dokładnie to, co chcę. Niby, ponieważ czasem okazuje się, że moje plany zmieniają się pod wplywem jednego impulsu i wszystko przewracam do góry nogami. Najdziwniejsze jest jednak to, że to absolutnie niezaplanowane i teoretycznie niezasadne, okazuje się calkiem niezłe...
Jakoś tak dzisiaj wyszło, że poszliśmy po obiedzie do kapitalistycznego molocha wyzyskiwacza, czyli do jednego z hipermarketów. Niby to tak się w jednym ze sklepów ze sprzętem zorientować w tymże... A tak właściwie, to nie wiem po co?... Ja miałam w myślach market z kwiatami różnej maści, mężuś sprzęt, a dwulatek zapewne kolejnego kapitalistycznego wyzyskiwacza robiącego cheesburgery, za którymi dwulatek (niestety) przepada. Czyli jak typowa powiatowa rodzina zrobiliśmy sobie spacer... Aż dziwne, że dzisiaj nie jest niedziela, wtedy byśmy byli jak wszyscy.
Na miejscu się rozdzieliliśmy. Mężuś zabrał dwulatka, który naciągnął nas na super autko z koszem na zakupy wypożyczone z całkiem nieźle prosperującej wypożyczalni i pojechali sprzęcior oglądać. Ja zostawiłam wózek dwulatka bardzo miłej pani od autek i pognałam w kwiatach grzebać. No jak dzika wypadłam między tuje i cyprysy i inne różności nieco pozgniatane i stłamszone do granic możliwości. Obiegłam wszystko dwa razy i postanowiłam się sprzedawczyni poradzić. Chciałam dokupić sobie winobluszcz na balkon, coby ten, co mam zagęścić z drugiej strony. Ani widu, ani słychu winobluszcza. Sprzedawczyni też niewiele więcej wiedziała ode mnie. No i jak tak gnałam między tymi krzaczorami, to sobie myślę, że może winobluszcza mi starczy, bo i tak się już rozrósł niemiłosiernie, ale tuję kupię. Albo trzeciego cyprysa, bo jeden z dwóch naszych jest chyba na zejściu... A może clematisa? A może różę? Pnącą? Hm... w sumie czemu mam nie mieć róży? Niby to miał być tylko winobluszcz, byliny w skrzynkach i dwa cyprysy - po jednym w rogu. Ale właściwie, czemu w środek róży nie pyknąć? Wygrzebałam zatem ze środka palety upatrzoną różę. Pokułam się przy tym bardzo, ręce podrapałam makabrycznie i pokazałam połowę pleców wraz z cześcią bielizny. Ale zdobyłam! Najpiękniejsza! Akurat płaciłam, gdy mężuś zniecierpliwiny (a może stęskniony?) zaczął wydzwaniać i pytać, gdzie jestem. Jak zobaczył mnie zasłoniętą donicą i pięknotką, nawet się nie zdziwił. Zna mnie jednak...
Chłopaki niczego nie kupili. Przelecieliśmy jeszcze po całej galerii i weszliśmy na teren marketu. Kupiliśmy właściwie wielkie nic, bo nie lubię tam kupować. Ale czemu nie wejść? Właściwie nic a nie po prostu nic, bo dojrzałam paluszki krabowe! Ha! wszystkie okoliczne sklepy w powiatowym przetrząsnęłam za krabowymi. Sprzedawczynie do dziś patrzą na mnie dziwnie... A tu one leżą sobie spokojnie i na mnie czekają... Mężuś mnie powstrzymywał, jak tylko potrafił, żebym je do kasy doniosła. Doniosłam. Ale potem zjadłam. Pycha... Uff... Ledwo oddycham... Dużo ich jednak pakują... Py-ycha!
    Teraz tak sobie siedzę i o tym szczęściu rozważam. A raczej wystarczającej ilości powodów do szczęścia. W poniedziałek zachorowałam na korale z laspisu. Cudne. Błękitne. Lazurowe właściwie. Takie okrąglutkie, niebieściutkie i błyszczące. Nawet internet przetrzepałam. Mężuś przez dwa dni słuchał i słuchał. Dzisiaj rano za to ubrałam się w korale z korali. Nieby czerwone, a nie niebieskie, ale jakoś tak mi przypasowały, że i bransoletę z korali włożyłam.
Potem poszłam po winobluszcz - kupiłam rożę. I też jestem szczęśliwa.
Paluszki krabowe zjadlam i mam ich dość na chyba najbliższe sto lat...
Jak to się mówi - jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma...
    Nawet nie pamiętałam, że lubię swoje korale.
Nawet nie wiedziałam, że róża może być nam potrzebna na balkonie.
Nawet nie wiedzialam, że można zjeść zamrożongo kraba i tak dużo będzie się go miało potem w brzuchu...
Uff... nawet nie wiedzialam, że mogę kiedyś przestać lubić paluszki krabowe...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz